Weekendowe rewelacje ministra finansów Jacka Rostowskiego o wysokości przyszłorocznego deficytu zmroziły krew wszystkim zatroskanym o finanse państwa. Choć monstrualna kwota ponad 52 miliardów złotych sama w sobie robi wrażenie, to Forsal postanowił sprawdzić, czy rekordowy deficyt jest naprawdę rekordowy.

W ujęciu bezwzględnym – w miliardach złotych – przyszłoroczny deficyt jest rzeczywiście zdecydowanie najwyższy w historii. Następny w kolejności w tym nietypowym rankingu jest deficyt z 2004 roku, który wyniósł 41,4 miliarda złotych, czyli o ponad 10 miliardów złotych mniej.

Dużo lepiej przyszłoroczny deficyt wygląda w ujęciu procentowym – w stosunku do wielkości produktu krajowego brutto. Analizując finanse publiczne od 1991 roku pod tym kątem, dziura budżetowa w przyszłym roku będzie dopiero na 6. miejscu, po deficytach z lat 1992 oraz 2001-2004 i ex aequo z deficytem z roku 1991.

Powyższy wskaźnik – wielkość deficytu budżetowego w stosunku do wielkości PKB – jest o tyle ważny dla oceny kondycji finansów państwa, że uwzględnia istotne wskaźniki makroekonomiczne: zmiany wielkości polskiego PKB i inflacji. Pod tym względem nie taki zatem diabeł (czyli deficyt) straszny jak go malują.

Mimo powyższego zastrzeżenia, dolewającego łyżkę miodu do beczki budżetowego dziegciu, przyszłoroczny deficyt wystawia jednak fatalną recenzję rządowi Donalda Tuska, jeśli chodzi o panowanie nad stanem finansów publicznych. Świadczy o tym inny wskaźnik – rozmiaru wzrostu deficytu. W ujęciu bezwzględnym wzrost deficytu jest największy, a w ujęciu procentowym 4. licząc od 1991 roku.

Reklama
ikona lupy />
Procentowa relacja między deficytem budżetowym a PKB / Forsal.pl