Ekonomiści ostrzegli wczoraj, że opanowanie deficytu powinno znajdować się wśród czołowych priorytetów nowej koalicji. To przeczy przesłaniu kanclerz z okresu kampanii wyborczej, w którym za pierwszoplanowe uznała ona wspieranie słabego wzrostu gospodarczego.

Norbert Walter, główny ekonomista w Deutsche Bank, wezwał do „radykalnych cięć” w wydatkach państwa. Następny rząd – powiedział on tygodnikowi „Bild am Sonntag” – będzie musiał zwiększyć dochody i „zacząć myśleć o wprowadzeniu opłat na autostradach dla prywatnych samochodów oraz opłat pobieranych od studentów”.

Konserwatywno-liberalno koalicja Chrześcijańskiej Demokracji (CDU) i Partii Wolnych Demokratów (FDP) obejmuje władzę, gdy Niemcy ledwo się wyłoniły z najbardziej dotkliwej recesji od prawie stu lat. Czwarta na świecie gospodarka pod względem rozmiarów najpewniej cofnie się w tym roku o 5 proc., a może spadnie nawet więcej.

Reklama

Deficyt federalnego budżetu powinien osiągnąć w przyszłym roku 100 miliardów euro po zanotowaniu w 2009 roku, jak wskazują szacunki, 86 mld euro. To przeszło dwukrotnie więcej od dotychczasowego rekordu na poziomie 40 mld euro. Padł on w 1996 roku, kiedy rząd musiał rozliczać astronomiczne koszty zjednoczenia Niemiec.

Bezrobocie, które jak dotąd utrzymuje się na wyjątkowo stabilnym poziomie, najpewniej szybko wzrośnie, kiedy skończy się program subsydiowania skróconego czasu pracy, wprowadzony przez poprzedni rząd. Rosnące bezrobocie i szybko starzejące się społeczeństwo mogą jeszcze bardziej zaciążyć na finansach państwa i systemie ubezpieczeń społecznych.

Tymczasem system bankowy Niemiec jest wciąż słabowity, a małe i średnie firmy, na które przypada 85 proc. miejsc pracy w tym kraju, stanęły w obliczu pogarszających się warunków kredytowych, co stwarza groźbę całej fali niewypłacalności.

CDU i FDP mają szansę na szczegółowe przeanalizowanie swoich planów politycznych, kiedy w tym tygodniu rozpoczną rozmowy o koalicji. Angela Merkel zasugerowała, aby obniżki podatku na kwotę 15 mld euro zostały rozłożone na następne cztery lata, ale Guido Westerwelle, lider FDP, nalega na zastosowanie bardziej szczodrych ulg podatkowych. Bez względu na wielkość ostatecznej kwoty, jest raczej nieprawdopodobne, aby nowy rząd zapoczątkował fiskalne obciążenia lub podniósł podatek VAT, jak to sugerują niektórzy ekonomiści, w tym Klaus Zimmermann, szef DIW, największego w Niemczech instytutu gospodarczego.

Angela Merkel będzie także starała się – przynajmniej w pierwszej połowie czteroletniej kadencji - oprzeć wezwaniom FDP do podjęcia daleko idących reform systemu ubezpieczeń społecznych, który przynosi same straty. FDP chce gruntownego uporządkowania państwowej opieki zdrowotnej oraz systemu zasiłków dla bezrobotnych.

Jednak Michael Sommer, szef federacji związków zawodowych DGB, ostrzegł wczoraj, że jakiekolwiek cięcia w przywilejach socjalnych lub wprowadzenie środków ograniczających prawa pracowników, „spotkają z zaciekłym sprzeciwem”.

Dla Elgi Bartsch, niemieckiej ekonomistki z Morgan Stanley w Londynie, pozytywną stroną kryzysu gospodarczego jest to, że system podatkowy, rynek pracy i system ubezpieczeń społecznych w Niemczech nie wymagają już pilnych reform strukturalnych, co zdominowało kampanię wyborczą w 2005 roku.

„W tych dziedzinach sporo już zrobiono. Mniejsze jest też przeświadczenie, iż Niemcy znajdują się w kryzysie strukturalnym. Natomiast z punktu widzenia polityki ekonomicznej potrzeba czegoś więcej. Wydaje się, że Niemcy potrzebują teraz więcej keynesowskich posunięć w celu zwiększenia popytu”.

Tłum. T.B.