Sposobów stworzenia trwałego rynku inwestycji w diamenty szukają De Beers i inne firmy z tej branży. Pomijając kupowanie biżuterii, którą nosi się na palcu albo trzyma w skarbcu bankowym, możliwości inwestowania w diamenty sprowadzają się na razie do kupna akcji ich kopalń. Szkopuł w tym, że dwaj najwięksi producenci, De Beers i Alrosa, nie są spółkami giełdowymi.

Lista cen

Nieprzejrzystość i brak płynności hamują rozwój funduszy inwestujących w diamenty. Handel nimi odbywa się między pośrednikami. Wobec istnienia tysięcy odmian diamentów istnieją też tysiące struktur cenowych – i niewielkie nadzieje na jakąś cenę referencyjną. Zainteresowanie inwestorów alternatywnymi aktywami nie uszło jednak uwadze branży. Podejmuje się też działania na rzecz przejrzystości cen.
Reklama
Światowa Federacja Giełd Diamentów zatwierdziła w listopadzie „sugerowaną listę cen detalicznych” (SRP) poszczególnych kategorii szlifowanych diamentów. Cennik SRP będzie prowadzony przez Idex, dostawcę danych rynkowych. Idex i jej większy rywal, spółka Rapaport, już są dla dealerów diamentów źródłem danych o cenach.
– Inicjatywa SRP sugeruje, że powstaje podstawowa infrastruktura rynku inwestycji w diamenty – mówi Saul Singer, były szef działu analiz w spółce Rapaport. Obecnie kieruje on Fusion Alternatives, nową spółką, która pracuje nad metodami wyprowadzenia rynku inwestycyjnego poza niszowe zakupy kamieni szlachetnych. – Warunkiem powodzenia będą inicjatywy, wychodzące z branży – mówi.
De Beers, największy na świecie producent i sprzedawca diamentów, przyznaje, że prowadzi nieformalne rozmowy o formach ewentualnej pomocy w rozwijaniu tego rynku inwestycji. Spółka poszukuje nowych źródeł przychodów od listopada 2008 r., kiedy załamał się rynek diamentów i gwałtownie spadły jej zyski.

Niszowy rynek

– Nie jesteśmy przeciwni co do zasady inwestowaniu w diamenty. Jednak według nas to działalność bliższa inwestowaniu w dzieła sztuki, niż w surowce – mówi Stephen Lussier, szef ds. korporacyjnych w De Beers.
Rynek byłby niszowy, ze względu na trudności standaryzowania diamentów i niewielki rozmiar handlu nimi w porównaniu ze złotem czy platyną. Poza tym popyt inwestycyjny może – jak w przypadku złota – zniekształcić ceny wyrobów jubilerskich.
Saul Singer szacuje, że na ocenianym na około 20 mld rocznie rynku szlifowanych diamentów inwestycje w diamenty mogłyby osiągnąć 500–750 mln dol. Ten szacunek nie uwzględnia ewentualnych kontraktów na instrumenty pochodne, jedynie wartość ewentualnych aktywów opartych na diamentach, podobnych do funduszy giełdowych inwestujących w złoto.



Najważniejsze pytanie dotyczy sposobu funkcjonowania takiego rynku. Kilku weteranów branży sceptycznie ocenia szanse stworzenia rynku: przypominają, że takie próby podejmowano wielokrotnie od lat 70. XX w. – i wszystkie rozbiły się o problem ustalania cen.
– W przypadku diamentów wycena i audyt wartości są niesłychanie trudne – mówi Ian Henderson, szef działu funduszy surowcowych JPMorgan w Londynie. – Wartość jest pewna tylko w momencie, kiedy krystalizuje się w sprzedaży.
Gdyby powstały standardowe i cieszące się zaufaniem punkty odniesienia dla cen, jakie rodzaje kamieni byłyby przedmiotem obrotu? Zdaniem specjalistów z branży inwestycje byłyby ograniczone do niektórych odmian szlifowanych diamentów powyżej pewnej wielkości – na przykład jednego karata. Z wycenionych w przejrzysty sposób diamentów byłyby tworzone standardowe „koszyki diamentów”.
– Potrzebna byłaby elektroniczna platforma handlu, oparta na znacznie większej ilości diamentów, niż dostępna obecnie – mówi Des Kilalea, analityk z RBC Capital Markets.

Zdecyduje branża

Taka otwarta platforma byłaby uzależniona od współpracy z dealerami szlifowanych diamentów, których trzeba byłoby zachęcić do skierowania części zapasów do funduszy. De Beers deklaruje, że mógłby to ułatwić dzięki stosunkom z nabywcami surowych diamentów, którzy łącznie stanowią poważną siłę w kanałach dystrybucji branży.
– Zwracano się do nas kilkakrotnie i przedstawiliśmy w ogólnych zarysach, co możemy zrobić, korzystając z naszej wiedzy. Kiedy pytają nas: „Jak zgromadzić diamenty za 100 mln dolarów jako lokatę”, to możemy w tym pomóc poprzez naszą sieć klientów – mówi Stephen Lussier.
Takie wypowiedzi sugerują, że szykują się zmiany.
– Dopiero od niedawna De Beers jest skłonny brać pod uwagę sugestie, że diamenty są surowcem – mówi jeden z inwestorów z branży. Może dlatego, że spółka i jej dostawcy mają za sobą traumatyczny rok, który obnażył ograniczenia tradycyjnych modeli uzyskiwania przychodu.
– Teraz bardziej niż kiedykolwiek odpowiedzialność za projektowanie i wdrażanie alternatywnych kanałów sprzedaży spoczywa na branży – mówi Saul Singer. – Systemy wyceny inwestycji w diamenty już są, zwłaszcza jeśli porównać te inwestycje z innymi niszowymi aktywów, takimi jak wina, znaczki pocztowe czy uran.
Na razie pozostaje pytanie, dlaczego rynek towaru, powszechnie uznawanego za długoterminowy nośnik wartości, nie ma infrastruktury obrotu chociażby takiej, jak rynek win.
ikona lupy />
Fot. Bloomberg / DGP