ROZMOWA
KATARZYNA PRZYBYŁA
Jak ocenia pan napływ inwestycji zagranicznych w 2009 r.?
SŁAWOMIR MAJMAN*
Reklama
Było lepiej, niż spodziewali się tego analitycy. Jeśli chodzi o inwestycje strategiczne, bezpośrednio pilotowane przez PAIiIZ, osiągnęliśmy poziom ponad 80 proc. stanu przed kryzysem. Można powiedzieć, że Polska skorzystała na kryzysie. Przyjeżdżają do nas inwestorzy, którzy nigdy by tego nie zrobili, ale zostali zaintrygowani tym, że w Polsce jest lepiej niż w innych częściach Europy.
Działamy jednak w środowisku niezwykle konkurencyjnym. O każdy milion euro, przeznaczony na inwestycje, toczy się zażarta wojna między nami a innymi krajami. Wojna pod dywanem będzie trwała jeszcze zapewne najbliższych kilka lat.
Czy to prawda, że inwestycjami w Polsce zainteresowali się duzi przedsiębiorcy z Azji?
O kapitał z Chin i Indii staramy się od zeszłego roku, ale są to ciągle wartości niewielkie. Przygotowaliśmy jednak program przyciągania kapitału z tych krajów, wyliczony na pięć lat. Efekty – osiem potencjalnych inwestycji chińskich w portfelu agencji. Dodatkowo – po wielu latach przerwy – wyraźnie obserwujemy powrót zainteresowania Polską inwestorów japońskich i południowo-koreańskich. Powiedzmy sobie jednak szczerze – ponad 80 proc. inwestycji przychodzi z UE i Stanów Zjednoczonych.
Skoro jesteśmy zwycięzcami kryzysu, czy nie powinien to być argument za zwiększeniem działań promocyjnych?
Według raportu Ernst & Young Polska i Indie osiągnęły największy sukces w dotarciu do potencjalnych inwestorów w okresie kryzysu. Właśnie teraz jest taki moment – kilku, może kilkunastu miesięcy – gdy rzeczywiście odróżniamy się od reszty świata i trzeba to wykorzystać. Jeśli jednak mówimy o promocji, większość Polaków rozumie przez to gigantyczne kampanie promujące markę Polska czy godło narodowe, czyli to, co uprawiają najchętniej za publiczne pieniądze rozmaite kraje rozwijające się. Nam chodzi o zupełnie inną promocję.
Zależy nam na dotarciu z promocją do potencjalnych inwestorów oraz akceleratorów, czyli tych, którzy wpływają na decyzje inwestorów: do prasy, polityków, doradców, firm konsultingowych.
Czy ma pan jakiś szczególny pomysł, jak wykorzystać okazję, jaką dał nam kryzys?
W zeszłym roku odbyliśmy ponad 500 spotkań z zagranicznymi dziennikarzami, kilka tysięcy z inwestorami i przedstawicielami organizacji samorządu biznesowego. Przeczesujemy targi i konferencje międzynarodowe. Nie ma bowiem sensu czekanie, aż przedsiębiorca sam do nas przyjdzie. Zdobywanie inwestora – szczególnie w zeszłym roku – to była ciężka akwizycja. Plan się więc nie zmienia, ale – mając środki znacznie mniejsze niż nasi konkurenci – namawiamy ludzi, żeby tu przyjechali, bo jest tu stabilizacja. Mówimy: Przyjeżdżajcie do Polski, bo tutaj ludzie dali sobie radę z kryzysem nie dlatego, że jest to przypadek, ale jest to wynik zdrowego rozsądku Polaków – rządu, konsumentów i przedsiębiorców.
Nawiązując do środków, jakie mamy na promocję: czy to prawda, że państwa budżet został zmniejszony w tym roku o 20 proc.?
Niestety, tak. Budżet został zmniejszony o ponad 2 mln zł. Trzeba jednak pamiętać, że Polska ma dziurę budżetową do załatania i gospodyni musiała zabrać z miski każdemu. Z drugiej strony, zmniejszono środki nam, chociaż długofalowo moglibyśmy się przyczynić do zmniejszeniu tej dziury budżetowej. Nie jest to jednak tragedia. W tego rodzaju działalności – jak walka o inwestycje – głównym narzędziem są organy głosowe ludzi, którzy inwestycje promują.
Czy z jakichś przedsięwzięć będą musieli państwo zrezygnować?
Nie zrezygnujemy z niczego, ale skoncentrujemy się na kilku rzeczach. Nie robimy przecież promocji o równej intensywności we wszystkich krajach. Skupiamy się na USA, Wielkiej Brytanii, Niemczech, Chinach, Indiach. Naszym nowym pomysłem jest również sprawdzenie, czy uda się coś wycisnąć z kapitału rosyjskiego. Płynie on bowiem w stronę Czech, Słowacji czy Bułgarii, więc dlaczego i my nie moglibyśmy z niego skorzystać.
Czy będzie nam coraz trudniej przyciągać inwestorów? Chociażby ze względu na konkurencję ze Wschodu?
Kluczowym czynnikiem przyciągającym inwestorów jest fakt, że jesteśmy w Unii. Należymy do klubu gentlemanów, do którego wypada wpaść o piątej na herbatkę. Ponadto mamy dość duży rynek, kadrę oraz stabilne prawo. Jeśli umawiamy się z inwestorem, że gramy z nim w szachy, to pewnego dnia nie przewrócimy szachownicy i nie powiemy: Panowie, od teraz gramy w bierki. Krajami, na które spoglądamy z uwagą, są natomiast najmłodsi członkowie Unii.
Jakiego zainteresowania inwestycjami spodziewa się pan z tym roku?
W tej chwili mamy 121 projektów i co tydzień coś dochodzi. Zdecydowanym liderem są Stany Zjednoczone – 27 projektów – oraz Wielka Brytania – 17 projektów. Od dawna nie prowadziliśmy tylu dużych inwestycji. W tym roku będzie jednak trudniej, ponieważ odpadnie nam premia za zachowanie zimnej krwi w kryzysie, a może – małą wiarę w to, co piszą gazety. Dodatkowo, nasi sąsiedzi staną mocniej na nogach. Walka o inwestorów będzie więc ostrzejsza. Byłoby dobrze, gdybyśmy osiągnęli malutki przyrost w porównaniu z rokiem poprzednim.
Fot. Paweł Terlikowski/Forum
* Sławomir Majman
prezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych