Odwiecznie chory człowiek branży przemysłowej przetrwał najgorsze załamanie, które zaczęło się w 2008 roku, dzięki dziesiątkom miliardów dolarów wtłoczonych do sektora w formie finansowej pomocy ratunkowej, subsydiom konsumenckim „gotówka za wraki” i łagodnym pożyczkom rządowym.

Jedną z oznak zwrotu na rynku jest sprzedaż samochodów w USA, która po osiągnięciu najniższego poziomu od 27 lat, czyli 10,4 mln aut w zeszłym roku, teraz znowu rośnie.

Jednak nastroje w Genewie będą dalekie od triumfu. Prognozy mówią o pustym odrodzeniu dla sektora, który sam nie wyleczył się z chronicznych przypadłości. Nawet jeśli rynek w USA ożywia się, popyt na samochody w Europie powinien w tym roku się obniżyć, kiedy programy rządowych subsydiów ostatecznie wygasną.

Dieter Zetsche, szef Daimlera, który przewodniczy europejskiemu stowarzyszeniu producentów samochodów ACEA, mówił w tym tygodniu, że branżę w 2010 roku czeka „kamienista” droga. Analitycy prognozują, ze sprzedaż samochodów na dojrzałych rynkach - Europy, Ameryki Północnej i Japonii – nie wróci do przedkryzysowego poziomu przed rokiem 2013. „Jeśli spojrzeć na branżę z perspektywy globalnej, to sektor wydostał się już spod intensywnej kuracji, ale w przyszłości wciąż wymaga stałego monitoringu” – mówi Calum MacRae, główny analityk motoryzacyjny w PricewaterhouseCoopers.

Reklama

CZYTAJ TAKŻE: W motoryzacji następuje największa zmiana od 100 lat

Co gorsze – ostrzegają eksperci – interwencje europejskich rządów zachowały w formie nietkniętej funkcjonowanie producentów samochodów, bez potrzeby reakcji na problem nadwyżki mocy produkcyjnych, który zawsze był i pozostaje głównym źródłem ich dolegliwości.

Europę dalej nęka choroba nadprodukcji

Przeciwnie: Francja, Włochy, Niemcy i Wielka Brytania, wszystkie te kraje uzależniły pomoc dla koncernów samochodowych od przyszłości swych fabryk.

Producenci samochodów w USA, który znaleźli w gorszej depresji finansowej od swych rywali z Europy czy Azji jeszcze przed rozpoczęciem kryzysu, zmniejszyli moce produkcyjne o 3,5 mln sztuk w latach 2007-2009 – wynika z obliczeń PwC. Amerykański rząd zmusił GM i Chryslera do zamknięcia fabryk w zamian za pomoc ratunkową w kwocie 60 mld dolarów.

W Europie, gdzie większość producentów zmniejszyła liczbę zmian lub skróciła czas pracy robotników zamiast zamykać fabryki, moce produkcyjne zmniejszyły się tylko o 1,2 mln pojazdów – podaje PwC.

Od początku kryzysu zapowiedziano zamknięcie tylko dwóch fabryk: Fiata w Termini Imerese na Sycylii i Opla w belgijskiej Antwerpii. Także Jaguar Land Rover zapowiedział, ze może zamknąć w tej dekadzie jedną ze swoich trzech fabryk w Wielkiej Brytanii. Strukturalne problemy przemysłu oznaczają, że producenci samochodów staną w obliczu silnej presji konkurencyjnej, jeśli subsydia rządowe zostaną wycofane. „Wygląda na to, że przebrnęliśmy przez najgorsze, ale gwarantowane jest tylko powolne odrodzenie” – mówi Robert Schulz, analityk ze Standard & Poor’s.

CZYTAJ TAKŻE: Przemysł samochodowy w Europie straci, zamiast zyskać

Francuski koncern PSA Peugeot Citroën, który przestawił w tym miesiącu raport finansowy, oświadczył, że spodziewa się skurczenia rynku samochodowego w Europie w tym roku o 10 proc. Jego rywal Renault stwierdził, ze spadek wyniesie 9 proc. Notowania Fiata siadły w tym miesiącu, kiedy włoski rząd nie zgodził się na przedłużenie subsydiów na finansowanie wymiany starych aut na nowe, co w zeszłym roku wywindowało w górę popyt na samochody koncernu.

Co dalej bez kroplówki, czyli programów rządowych?

Tylko zakończenie takich programów w Niemczech doprowadzi w tym roku do spadku sprzedaży samochodów na największym rynku motoryzacyjnym Europy o 1 mln sztuk pojazdów. Brytyjski program „gotówka za wraki” wygasa pod koniec marca, o ile jego budżet wyceniany na 400 mln funtów nie wyczerpie się wcześniej.

„Jakakolwiek poprawa sytuacji w USA i Kanadzie zostanie skontrowana przez spadki w Europie związane z wycofaniem bodźców” – ocenia Pete Kelly, specjalista od spraw prognoz w firmie konsultingowej JD Power.

Analitycy twierdzą, że po zakończeniu programów rządowych producenci samochodów Europie sięgną do własnej kasy, aby zachęcić kupujących do transakcji w salonach samochodowych. Niektóre koncerny już to robią.

CZYTAJ TAKŻE: Koniec rządowych premii za złomowanie aut pogrąży europejski rynek

Hyundai zainicjował w zeszłym miesiącu w Wielkiej Brytanii program „Kupuj i Oszczędzaj”, oferując zachęty w kwocie 2000 funtów dla klientów pozbywających się starych samochodów, do siedmiu do 10 lat. To identyczna kwota w porównaniu z brytyjskim bonusem, który dostaje się za 10-letnie i starsze samochody.

Kryzys Toyoty spowodowany przez serię wycofywanych aut – będący na pierwszy rzut oka prezentem dla rywali koncernu – może okazać się i ciosem, jeśli japoński producent zwiększy wydatki na bodźce w celu obrony swego udziału w rynku. Część analityków już zakłada, że do tego dojdzie.

Jedyny jasny punkt to rynki wschodzące

Jeśli w Europie perspektywy są ponure, to rynki wschodzące, zwłaszcza Chiny – które obecnie są większym rynkiem niż USA – pozostają w tym roku jasnym punktem dla producentów samochodów.

CZYTAJ TAKŻE: Chiny - motoryzacyjny rynek świata nr 1.

JD Power prognozuje, ze sprzedaż samochodów na całym świecie wzrośnie w tym roku do 66,5 mln pojazdów wobec 64 mln w zeszłym roku – głównie dzięki rynkom wschodzącym, i po części USA. W 2009 roku Pekin wprowadził szczodry system zachęt, który spowodował wzrost sprzedaży samochodów aż o 48 proc.
Jednak analitycy spodziewają się, że wzrost w tym roku będzie znacznie wolniejszy.

Innym ryzykiem zagrażającym odrodzeniu sektora może stać się niemożność wywiązania się z zamówień przez dostawców przemysłu samochodowego, jeśli dojdzie do odbicia sprzedaży. Kolejne ryzyko stwarzają rosnące ceny surowców.

„Najgorsze w tym kryzysie już minęło” – mówi Calum MacRae – „Pozostaje jednak pytanie, czy widać światło na końcu tunelu, czy też nadjeżdża pociąga”.