Głównym argumentem przeciwko turbinom wodnym jest to, że wymagają one budowania zapór, co nie pozostaje bez wpływu na środowisko.
Jest jednak inne rozwiązanie: elektrownia wodna, które nie wymaga budowy zapory i wykorzystuje jedynie siłę naturalnie płynącej wody w rzece.
Opatentowali ją jako pierwsi na świecie Polacy i nazwali Melody.

Koła z łopatkami

Reklama
Elektrownia Melody to po prostu koła z łopatkami (podobne do kół młyńskich), częściowo zanurzone w wodzie i poruszane siłą nurtu.
Pierwsza taka instalacja powstanie w Łódzkiem, na rzece Krasowa, we współpracy z Kopalnią Węgla Brunatnego Bełchatów. Będzie się składać z sześciu modułów, każdy o mocy 10 kilowatów. Ich koszt to 10 tys. zł w przeliczeniu na 1 kW zainstalowanej mocy.
– Tyle pochłonie prototyp. Koszty kolejnych urządzeń będą już dużo niższe. Według nas będzie to świetna, szybko zwracająca się inwestycja. Na dodatek łatwa i krótka w realizacji, bo nie potrwa dłużej niż 60 tygodni. Plusem są też małe koszty eksploatacji takiej elektrowni – mówi Roman Gruszczyński, wiceprezes Geotermii Podkarpacie.

Trzy zalety

Jeśli instalacja będzie pracować zgodnie z założeniami, może zrewolucjonizować energetykę wodną. Po pierwsze taka elektrownia jest dużo tańsza w budowie (w przeliczeniu na kilowat mocy) od klasycznej elektrowni wodnej. W elektrowni klasycznej więcej niż połowa kosztów to budowa progu wodnego i wykup gruntów do zalania. Dzięki temu, że Melody nie wymaga piętrzenia rzeki, może zwrócić się już po pięciu latach.
Po drugie elektrownie typu Melody będzie można budować wszędzie, jako że nie niszczą one środowiska. Więcej – pomagają mu. Napowietrzając wodę, tworzą lepsze warunki życia dla flory i fauny rzecznej (przede wszystkim dla ryb) i ułatwiają rzece samooczyszczanie.
Po trzecie można takie elektrownie wznosić dużo szybciej niż zwykłe elektrownie wodne, przy których same formalności budowlane ze względów środowiskowych mogą trwać kilka lat.
Twórcą elektrowni wodnej pracującej bez piętrzenia rzeki jest Paweł Krzysztof Licznerski, pracujący od lat jako konstruktor urządzeń energetycznych.
Zgromadził on wokół siebie grupę osób, które miały pomóc we wdrożeniu i upowszechnieniu jego wynalazku. Jedną z nich był Stanisław Skrzypczak, inżynier budowy maszyn i urządzeń energetycznych, a zarazem właściciel firmy projektowo-doradczej DIIP spod Bielska-Białej, który od lat aktywnie uczestniczy w rozwoju energetyki odnawialnej w Polsce.
Wadą pomysłu jest mała moc takich elektrowni, ale można to zrekompensować ich znaczną liczbą.
– To rozwiązanie da się stosować dosłownie na każdym potoku, który ma określony roczny przepływ wody – mówi Paweł Krzysztof Licznerski.
Możliwe jest budowanie instalacji z 10 kołami na średniej wielkości polskich rzekach (plus minus 100 kW zainstalowanej mocy) i z 20 kołami na największych (plus minus 200 kW). Takie instalacje produkowałyby podobną ilość prądu, co wiele wznoszonych dziś u nas tradycyjnych mikroelektrowni wodnych. Koła elektrowni Melody można przyczepić do pomostu, kładki, a nawet mostu. Ale mogą być też one umieszczane na pływających platformach.

Trudne początki

Niestety, prace nad uruchomieniem pierwszej elektrowni tego typu, na rzece Krasowa, przeciągają się, bo to pionierska inwestycja i jej początki z tego względu nie są łatwe. Jednak firma Geotermia Podkarpacie nie poddaje się i jest już bliska rozpoczęcia budowy.
– Gdy zacznie pracować pierwsza elektrownia tego typu, to z kolejnymi będzie już dużo łatwiej. Każdy będzie mógł zobaczyć na własne oczy, że to działa, że sprawdzają się w praktyce nasze założenia, że to dobry pomysł – mówi Roman Gruszczyński.
Spółka już wynajduje lokalizacje pod kolejne instalacje, a jednocześnie szuka inwestorów, którzy wybudowaliby z nią większą liczbę takich elektrowni.
ikona lupy />
Elektrownia wodna bez tamy firmy Cia Boliviana de Energia Eleca SA (COBEE) w dolinie Zongo niedaleko La Paz w Boliwii. Fot: Lisa Wiltse/Bloomberg / Bloomberg