Mieszkańcy włoskiego Prato dowiedzieli się o istnieniu Shi Songbina, kiedy jego ciało odkryto na jednym z podziemnych parkingów. „Wyrzucony jak worek śmieci” – napisała lokalna gazeta, przypominając, że to już trzecie zwłoki Chińczyka znalezione na ulicy w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Śledczy podejrzewają, że 29-letni Shi pracował w nielegalnej szwalni, a zmarł prawdopodobnie z powodu przedawkowania narkotyków, które pozwalały mu wytrzymać harówkę. Prato jest doskonałym przykładem, jak połączenie gospodarczej globalizacji oraz słabego rządu sprzyja rozwojowi szarej strefy, która obejmuje już miliony obywateli UE – od Bułgarów przez Belgów po nielegalnych imigrantów z Azji i Afryki.

>>> Czytaj również: Ponad 220 tys. absolwentów uczelni nie może znaleźć pracy

Kryzys, który Zachód przeżywa od trzech lat, ponownie wzbudził zainteresowanie nielegalną działalnością gospodarczą. Pracujący na czarno nie płacą podatków, tym samym zmniejszając dochody państwa. By pokryć utracone wpływy, decyduje się ono na podniesienie swiadczeń na rzecz fiskusa, co uderza w uczciwych obywateli i wyrzuca do szarej strefy jeszcze więcej ludzi. Tak tworzy się błędne koło, z którego trudno wyjść. Przykład Hiszpanii doskonale ilustruje to zjawisko.

Hiszpańskie bezrobocie to fikcja

Reklama
Według Friedricha Schneidera, profesora ekonomii na Uniwersytecie Johannesa Keplera w austriackim Linzu, wartość produktów i usług wytwarzanych przez hiszpańską szarą strefę odpowiada 19,2 proc. oficjalnego PKB. Tyle samo wynosi również wyliczona przez niego średnia dla 31 europejskich krajów, z najwyższym wskaźnikiem równym 32,6 proc. w Bułgarii i najniższym – 8,1 proc. – w Szwajcarii.

>>> Polecamy: Solska: Konkurencyjności nie da się wystrajkować na ulicy

Szara strefa to odpowiedź na jedną z największych zagadek kraju: wysoki poziom bezrobocia bez niepokojów społecznych. Gdyby prawdą było to, że 4,9 mln Hiszpanów – więcej niż 21 proc. siły roboczej – nie miało żadnego zajęcia, kraj by płonął. Tajemnicą poliszynela jest, że poziom bezrobocia w Hiszpanii – dwukrotnie wyższy od europejskiej średniej – to fikcja. Setki tysięcy ludzi otrzymuje zasiłki (od 2007 roku przeznaczono na nie 113 mld euro), jednocześnie pracując na czarno, dzięki czemu pracodawcy nie muszą płacić wysokich składek na ubezpieczenie społeczne. Madryt chciałby drastycznie zmniejszyć wskaźnik poziomu bezrobocia, jednak ministrowie nie chcą tego robić, bo wiąże się to z nazwaniem obywateli oszustami i przyznaniem, że oficjalne statystyki są nierzetelne, co jeszcze bardziej podważyłoby reputację kraju w czasie kryzysu na rynku obligacji. Zamiast tego rząd wszczął kampanię przeciwko szarej strefie: w kwietniu uchwalono ustawę drastycznie zwiększającą kary za niepłacenie składek na ubezpieczenie.
Ignacio Mauleón, profesor ekonomii na madryckim Uniwersytecie Króla Juana Carlosa, podkreśla, że wcześniej tolerowana szara strefa stała się gorącym tematem z powodu konieczności ograniczenia wydatków publicznych. – Kiedy nie ma kryzysu, nikt się tym nie martwi – mówi. Jest on współautorem badania, z którego wynika, że liczba miejsc pracy w nielegalnej gospodarce wzrosła z 1,5 mln w latach 80. do 4 mln w 2008 roku.
Zatrudnienie na czarno w budownictwie czy rolnictwie to jedna strona szarej strefy. Druga to unikanie płacenia podatków. W przypadku wielu transakcji, w tym kupna i sprzedaży domów, mniejsza cześć zapłaty jest oficjalnie przelewana na konto (ona podlega opodatkowaniu), reszta to tzw. zapłata B w gotówce. To tłumaczy, dlaczego Hiszpania jest krajem, w którym w obiegu znalazło sie najwięcej banknotów o najwyższym nominale 500 euro.
Nie zawsze jednak szara strefa jest szkodliwa – może ona łagodzić wpływ recesji na oficjalną gospodarkę. – Kiedy zarobki spadają, zwiększa się chęć do przejścia do strefy cienia. To swoisty rodzaj ubezpieczenia, wyjście z trudnej sytuacji – zaznacza Pietro Reichlin, profesor ekonomii na Uniwersytecie LUISS w Rzymie. Zgadza się z nim Friedrich Schneider. – Bez szarej strefy Hiszpania by zbankrutowała. To jedyna część gospodarki, która utrzymuje teraz ten kraj – mówi.
Na jej wzrost wpływa globalizacja i coraz większe obciążenia nakładane na pracodawców przez europejskie rządy. Weźmy Chińczyków we Włoszech: dziesięć lat temu nielegalny imigrant, taki jak Shi, żeby dostać się do Europy, musiał odbyć niebezpieczną podróż ukryty na statku, często nawet szedł pieszo z Bałkanów. Teraz tysiące jego pobratymców przylatuje, mając w paszportach trzymiesięczne wizy turystyczne. W Prato, miasteczku liczącym 18 tys. mieszkańców, przebywa dziś 35 tys. Chińczyków, połowa nielegalnie.
Policja zorganizowała w zeszłym roku obławy w 320 fabrykach, ale imigranci, wobec których wydano nakaz deportacji, niedługo ponownie będą pracować. Pekin odmawia przyjęcia swoich obywateli bez dokumentów. Według szacunków Piera Grasso, szefa krajowego wydziału do walki z mafią, w ciągu ostatnich pięciu lat mediolańska filia Ludowego Banku Chin przekazała do Państwa Środka ok. 5 mld dol. Włoskie prawo pozwala na wysłanie 1999 euro w gotówce bez żadnych pytań, dlatego duże sumy są wysyłane w częściach.

Za wysokie podatki

We Włoszech, podobnie jak w Hiszpanii, zjawisko szarej strefy to nie tylko fabryki wyzyskujące pracowników i nielegalni imigranci. To także unikanie płacenia podatków przez lekarzy i księgowych, którzy otrzymują zapłatę w gotówce i bez wystawiania rachunków. Profesor Pietro Reichlin ocenia wartość włoskiej szarej strefy na 25 proc. PKB (Friedrich Schneider na 21,8 proc.). Dla porównania – średnia krajów rozwiniętych przemysłowo to ok. 15 proc. Niemcy mają wskaźnik minimalnie przewyższający średnią dla 34 członków OECD, a Wielka Brytania i USA znajdują się poniżej średniej.
– Jednym z głównych powodów powstawania szarej strefy jest poziom podatków. Istnieją również historyczne powody wspólne dla takich państw, jak Włochy, Hiszpania i Grecja: słabsza praworządność i lekceważenie państwa – mówi Reichlin. I nawołuje do reform: zmniejszenie podatków, zliberalizowanie rynku pracy oraz poprawy stanu sądownictwa.
Na razie niewiele państw zamierza pójść tą drogą. W maju rząd Hiszpanii nałożył na właściciela firmy Talleres Macore 127 tys. euro grzywny za zatrudnianie pracowników na czarno. Ta sroga kara ma zniechęcić innych przedsiębiorców do pozostawania w szarej strefie. Jednak hiszpańscy pracodawcy i ekonomiści twierdzą, że lepszym sposobem byłaby liberalizacja sztywnego rynku pracy. – Legalne zatrudnienie jest bardzo kosztowne. Jeśli chce się walczyć z bezrobociem, trzeba wprowadzić takie przepisy, które ulżą pracodawcom – mówi profesor Gayle Allard z IE Business School w Madrycie.
ikona lupy />
Załamany bankier. Fot. Shutterstock. / Inne