Zakrojonego na tak szeroką skalę badania polskiego rynku pracy nie było już dawno. Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości w ramach projektu „Bilans kapitału ludzkiego” przepytała aż 16 tys. firm, spośród których co piąta prowadziła w drugiej połowie 2010 roku rekrutację nowych pracowników. I załamywała podczas niej ręce. Okazuje się, że kierunki studiów, takie jak marketing, zarządzanie, informatyka, pedagogika i ekonomia, zalewają rynek niekompetentnymi absolwentami.
Spośród 369 firm, które w badanym okresie poszukiwały specjalistów z zakresu ekonomii i zarządzania, jedna trzecia w ogóle ich nie znalazła. Aż 99 proc. wszystkich kandydatów na te stanowiska nie spełniło oczekiwań przedsiębiorców. Nie potrafili ocenić kondycji finansowej przedsiębiorstwa i nie mieli elementarnej wiedzy z zakresu procesu rozliczania. Przepisy podatkowe oraz prawo zamówień publicznych to już dla nich czarna magia – wynika z raportu PARP i zeznań samych pracodawców.
Niewiele bardziej kompetentni według samych firm są świeżo upieczeni specjaliści od marketingu, a także absolwenci kierunków ścisłych, w tym informatycy. Często zdobywają oni na studiach specjalizację, kompletnie niekompatybilną z rzeczywistymi oczekiwaniami rynku pracy. Z kolei pedagodzy nie potrafią być samodzielni i nie mają umiejętności twórczych.
– To efekt nieco skostniałego systemu edukacji, który ma zbyt akademicki model. Uczelniana kadra powinna być wzmocniona przez specjalistów, którzy wiedzą, jak przekładać teorię na praktykę – ocenia Izabela Koryś, dyrektor Obserwatorium Regionalnych Rynków Pracy Pracodawców RP. To jednak nie wszystkie przyczyny takiego stanu rzeczy. Koryś wskazuje też na jakość edukacji, jaką oferują niektóre, szczególnie prywatne, uczelnie, a także na lenistwo samych studentów, którzy kończą studia, wkładając w to możliwie najmniej wysiłku.
Reklama
Tymczasem studenci są wyjątkowo pewni siebie. W opinii pracodawców mają o sobie wysokie mniemanie, ale na pytanie, co potrafią robić, nie umieją konkretnie odpowiedzieć. Zdaniem autorów raportu przyczyną tego jest brak wystarczającej informacji rynkowej, a także nierozwinięty system doradztwa zawodowego.
Z kolei studenci narzekają na brak praktycznego aspektu kształcenia. A firmy też nie są bez winy – szczególnie te małe kompletnie nie inwestują w szkolenie pracowników. – Zapominają o tym, że specjaliści na rynku pracy pojawiają się stosunkowo rzadko, bowiem koncerny, które już wykształciły swoją kadrę, robią wszystko, aby ją utrzymać – wskazuje Koryś.
Wszystkie strony liczą, że zmiany na lepsze przyniesie wchodząca w życie w październiku nowelizacja ustawy o szkolnictwie wyższym. Pozwoli ona uczelniom na większą elastyczność w edukowaniu – zyskają między innymi swobodę w tworzeniu nowych kierunków i programów studiów. Ta tendencja już jest zauważalna wśród największych i najbardziej prestiżowych szkół, które przygotowują specjalne kierunki podyplomowe na potrzeby dużych koncernów.
Z kolei bezrobotnym absolwentom, a także studentom starają się pomóc samorządy. We Wrocławiu mogą oni korzystać z bezpłatnych szkoleń, które uczą ich tzw. umiejętności miękkich, np. tego, jak zarządzać zespołem, organizować czas pracy i zarządzać nim czy jak skutecznie komunikować się z pracownikami.