19 października 1987 roku był najczarniejszym dniem w powojennej historii amerykańskich giełd. Indeks Dow Jones zanurkował wówczas o prawie 23 proc. i pociągnął za sobą inne indeksy na światowych giełdach. Do końca października giełda w Hongkongu straciła 45,8 proc., w Australii spadła o 41,8 proc., w Hiszpanii o 31 proc., Wielkiej Brytanii o 26,4 proc., a w Kanadzie o 22,5 proc.

Ekonomiści na różne sposoby próbują wyjaśniać przyczyny powstania giełdowego krachu. Jedną z teorii jest zawodność systemów informatycznych. W 1987 r. do handlu akcjami inwestorzy używali programów komputerowych, które przy podobnych spadkach indeksów automatycznie uruchamiały masowe zlecenia sprzedaży walorów. Do pozbywania się akcji inwestorów skłaniały w tym czasie coraz wyraźniejsze sygnały spowolnienia gospodarczego, groźba podwyżki podatków, a także obawy o wykorzystywanie poufnych informacji przez insiderów do sterowania kursami akcji na giełdzie.

Po 1987 roku nowojorska giełda zaostrzyła wymogi kapitałowe wobec instytucji finansowych i ograniczyła użycie systemów komputerowych, które przesyłały zlecenia bezpośrednio do maklerów.

Od czasu wielkiego załamania na Wall Street notowania akcji takich koncernów jak Procter & Gamble czy McDonald’s wzrosły już o ponad 800 proc., jednak środki ostrożnościowe wprowadzone po "czarnym poniedziałku" nie wystarczyły, by ochronić inwestorów przed kolejnymi błędami komputerów. 6 maja 2010 roku amerykański Dow Jones w ciągu zaledwie 20 minut stracił 9 proc., a komputery „wymazały” z handlu 900 mld dolarów.

Reklama

>>> Czytaj też: Plotki, instynkty, maszyny, czyli skąd się bierze giełdowa panika

“W 1987 roku wszyscy chcieli uciec w tym samym czasie, ale drzwi wyjściowe były zbyt małe. Wybuchła panika. Jesteśmy w 2012 roku. Obroty na giełdach są gigantyczne, ale drzwi wyjściowe nadal są w tym samym rozmiarze” – mówi 69-letni E.E. “Buzzy” Geduld, który 25 lat temu nadzorował 60 maklerów giełdowych w Herzog, Heine & Geduld. Jak dodaje, krachy zdarzają się wtedy, gdy inwestorzy zaczynają być przekonani, że stracili kontrolę nad rozwojem sytuacji.

“Zmienność akcji śmiertelnie przeraża dziś inwestorów. Nauczyłem się już, że nic nie jest za darmo. Teoretycznie możesz się zabezpieczyć w czasie złej koniunktury, ale kiedy sprawy wymykają się spod kontroli, nic nie będzie w stanie cię ochronić” – mówi Timothy Ghriskey, 57-letni analityk z Solaris Group z Nowego Jorku.

“Po 25 latach wciąż trwa dyskusja o wpływie technologii na rynki i wciąż szuka się rozwiązań, które mogą ograniczyć jej negatywne skutki. Częstotliwość składania zleceń jest ogromna, obroty są gigantyczne, a transakcje są zawierane w ciągu jednej tysięcznej sekundy. Nadal mamy ten sam problem co ćwierć wieku temu – rozwiązanie najczęściej sprowadza się do wstrzymania handlu akcjami” – mówi Ken Leibler, który w 1987 roku był szefem amerykańskiej giełdy.

>>> Czytaj też: Inwestowanie w kryzysie: strategia „kup i trzymaj” akcje umarła

>>> Czytaj też: Najczarniejsze dni w historii światowych giełd