Służby mundurowe zalała w tym roku lawina podań. W policji jest sześciu chętnych na jedno miejsce, a w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego aż 106. Przez kryzys kandydaci cenią pewną pracę na państwowych posadach.
W 2011 roku do działów kadr komend wojewódzkich policji wpłynęło 50 tys. zgłoszeń od chętnych do pracy, a w tym jest to już niemal 60 tys., choć rok się jeszcze nie skończył – wynika z informacji DGP uzyskanych w Komendzie Głównej Policji. W tym samym okresie kadry Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego pobiły rekord, gdyż wpłynęło aż 8 tysięcy aplikacji na zaledwie 78 miejsc.
– Wszczęliśmy prawie 800 opracowań, czyli np. zaprosiliśmy kandydata na rozmowę – wyjaśnia rzecznik największej polskiej służby specjalnej Maciej Karczyński.
– Chętnych było więcej, ale podajemy liczbę tylko tych kandydatów, którzy spełnili podstawowe wymogi: czyli m.in. mieli minimum średnie wykształcenie, polskie obywatelstwo i nie byli w przeszłości karani – wyjaśnia Grażyna Puchalska z zespołu prasowego centrali policji.
Puchalska przyznaje, że wciąż trafiają do komend aplikacje osób, które np. były karane sądownie, ale wyrok mają w zawieszeniu. Ten zalew chętnych, by wstąpić w szeregi policji, związany jest z trudniejszą sytuacją na rynku pracy, ale również z likwidacją przywilejów emerytalnych. Tylko osoby przyjęte do końca br. nabędą prawa emerytalne już po 15 latach służby. W sześciu tegorocznych naborach do policji na te korzystne warunki załapało się jeszcze nieco ponad 5 tysięcy nowych funkcjonariuszy.
Reklama
– Musieliśmy przyjmować, gdyż i tak mieliśmy historyczny szczyt wakatów, brakowało nam prawie 9 tysięcy policjantów. Za bezpieczną uznajemy zaś granicę od 2 do 4 tysięcy – mówi nam oficer Komendy Głównej Policji.
Kandydaci, którzy spełnili wymogi formalne, musieli przejść kilkustopniową kwalifikację. Jak usłyszeliśmy, w kilku komendach wojewódzkich część tej pracy poszła jednak na marne.
– Problematyczny jest test psychologiczny multiselect, który jest ważny zaledwie przez rok – mówi nam jeden z policyjnych kadrowców. Gdy się przeterminuje, procedurę naboru trzeba powtarzać od początku.
Dlatego czasami kwalifikacja wygląda w ten sposób, że po zdaniu multiselectu kandydat podchodzi do egzaminu ze sprawności fizycznej i jeśli go nie zda, ma prawo do poprawki. W tym czasie policjanci opracowują dane kandydata – sprawdzają, czy nie był karany, weryfikują jego opinię w miejscu zamieszkania, przeprowadzając tzw. wywiad środowiskowy. Często zdarza się, że do następnego egzaminu ze sprawności ktoś przystępuje po roku. Jednak jego test psychologiczny traci ważność. Wówczas cała praca weryfikacyjna idzie na marne.
– Nie posiadamy dokładnych danych statystycznych, ale trwające ponad rok postępowania kwalifikacyjne to raczej margines – dodaje Grażyna Puchalska z KGP.
Możliwa jest też inna sytuacja: kandydat do pracy w policji przejdzie całą procedurę, ale nie zostanie zatrudniony, gdyż np. w danej komendzie skończył się limit przyjęć. Wtedy trafia na specjalną listę i dostaje pracę przy pierwszej możliwej okazji. Jednak jeśli jego test psychologiczny stracił ważność, musi go powtórzyć. Podobnie jest z całą procedurą kwalifikacji, jeśli od jej zakończenia do naboru minął rok. Co kosztuje czas i pieniądze zarówno policję, jak i samego kandydata.
Policjanci odpowiadający za nabór są przekonani, że również w przyszłym roku zaleje ich fala aplikacji od nowych chętnych do pracy w służbach mundurowych. Nie zmniejszy się odczuwalnie, mimo że nie będzie już bardzo korzystnych rozwiązań emerytalnych. Decydująca będzie chwiejna sytuacja na rynku pracy. Mundur daje bezpieczeństwo socjalne i comiesięczną pewność otrzymania wynagrodzenia na czas.
Tym bardziej że mundurowy system emerytalny mimo zmian nadal będzie konkurencyjny wobec powszechnego.