Wraz z zaplanowanym na 1 lipca przyszłego roku przyjęciem Chorwacji Unia Europejska wzbogaci się o 4,3 miliona mieszkańców, ale zyska przy okazji kolejne słabe ogniwo. Adriatycki kraj nie może się wydobyć z recesji i coraz bardziej realny jest scenariusz, w którym będzie musiał prosić o pomoc finansową.
Premier Zoran Milanović zapewnia, że zwrócenie się do Międzynarodowego Funduszu Walutowego nie będzie konieczne. – Uważamy, że możemy poradzić sobie sami. Sytuacja jest trudna, ale nie katastrofalna – powiedział w niedzielę wieczorem w wywiadzie udzielonym stacji Nova TV. Była to reakcja na piątkową decyzję agencji ratingowej Standard & Poor’s, która obniżyła ocenę wiarygodności kredytowej Zagrzebia do BB+, czyli najwyższego poziomu śmieciowego. „Wprowadzone do tej pory reformy strukturalne i fiskalne są niewystarczające, by wzmocnić wzrost gospodarczy i zrównoważyć finanse publiczne” – brzmi oświadczenie agencji. Według niej przez to, że politycy ulegają różnym grupom społecznym w sprawie podwyżek, Chorwacja traci konkurencyjność. Pod koniec listopada z kolei Fitch obniżył perspektywę ratingu Chorwacji ze stabilnej na negatywną.
Innego zdania niż premier jest minister finansów Slavko Linić, który nie wykluczył, że Chorwacja – aby uniknąć rosnących kosztów zaciągania kredytu na rynku – zdecyduje się na wsparcie MFW. – W sytuacji gdy przedstawiciele rządu wysyłają sprzeczne sygnały co do relacji z MFW, uważamy, że konieczne jest szybkie wyjaśnienie stanowiska i opracowanie awaryjnego planu budżetowego – mówi Bloombergowi Hrvoje Stojić, główny ekonomista Hypo Adria Alpe Bank.
Reklama
Tymczasem statystyki rzeczywiście są niepokojące. Centrolewicowy rząd Milanovicia przewiduje, że deficyt budżetowy zwiększy się w przyszłym roku do 3,1 proc. PKB, a dług publiczny przekroczy 55 proc. – to i tak są wyniki lepsze niż w przypadku większości krajów UE. Także rentowność obligacji oscylująca w okolicach 4,6–4,7 proc. znajduje się daleko od krytycznego progu 7 proc. Ale problemem jest wzrost gospodarczy, a właściwie jego brak. Chorwacka gospodarka od czterech kwartałów się kurczy i ten rok zakończy wynikiem -1,1 proc. PKB. Rząd wprawdzie zakłada na przyszły rok wzrost w wysokości 1,8 proc., ale są to raczej pobożne życzenia. Standard & Poor’s przewiduje, że następne dwa lata będą w najlepszym wypadku stagnacją, a realnego wzrostu Chorwacja może oczekiwać dopiero w 2015 r. Drugim słabym punktem chorwackiej gospodarki jest bezrobocie, które w październiku sięgnęło 19,6 proc., co oznacza, że po wejściu do Unii kraj ten automatycznie zajmie miejsce wśród outsiderów w tej dziedzinie.
Nadzieją dla Chorwacji jest to, że wraz z członkostwem popłyną do niej także unijne pieniądze z funduszy strukturalnych i zwiększą się bezpośrednie inwestycje zagraniczne. Ale S&P ostrzega, że bez reform poprawiających konkurencyjność możliwości wzrostu są ograniczone.