Pod koniec ostatniego roku napisałem tekst traktujący o najlepszych „wiadomościach i tematach”, które nasz kochany rynek walutowy musiał znieść, i oczywiście była wśród nich ta perełka, którą obecnie przeżywamy.

Ujmę to tak: na pytanie, co myślę o tej „wojnie”, mam stanowczą odpowiedź, że jest to stek bzdur, w dodatku zgniłych. Dewaluacja, deprecjacja waluty... tak, wszystko to ładnie i pięknie, do momentu, gdy zajrzymy do słownika, jaka jest definicja tych słów. Nonsens.

Dlaczego bzdura? Przede wszystkim dlatego, że na szczęście waluty to nie akcje. Akcję można zdewaluować, wycofać z obrotu, zniszczyć. Jej wartość nominalna może zostać zredukowana definitywnie do 0. W przypadku waluty jest to niemożliwe. Po prostu.

A to dlatego, że walutami – inaczej niż akcjami – handlujemy w parach. Wreszcie wartość każdej waluty jest tylko tak dobra lub tak zła, jak to, z czym ją porównujemy. To, moi drodzy, ABC handlu walutami. Pojęcie wartości względnej nie jest nowe, ale niestety w ostatnim czasie (18 do 24 miesięcy) tak naprawdę już nie funkcjonuje. Jak już wiele razy mówiłem, gdy chodzi o ocenę prawdziwej wartości każdej waluty, nie mówiąc już o odniesieniu jej do innej waluty, sytuacja fundamentalna i oczekiwania na przyszłość są obecnie bardzo daleko w łańcuchu pokarmowym. Ten model wyceny został kompletnie wyeliminowany przez szefów banków centralnych grupy G7. Cicha zmowa to grzeczna nazwa tego, co oni robią, i może przypomina to bardziej wyścig, ale na pewno nie wojnę.

Reklama

Zachowanie cen zawsze było dla mnie najlepszym wskaźnikiem, a w połączeniu z "brzytwą Ockhama” pozwala mi wyciągnąć następujący, prosty, ale potencjalnie kontrowersyjny wniosek. Oni siedzą w tym wszyscy razem. To znaczy oczywiście każdy z szefów banków centralnych po kolei cierpi i cieszy się z powodu odpowiednio mocniejszej i słabszej waluty. Po prostu dzwonią do siebie nawzajem zapytać „jak skończyłeś?” i ciągną dalej stosownie do tego. W obecnej sytuacji pora teraz, aby to dolar amerykański był tym mocnym w zestawie. Gdy w S&P 500 zakopanych jest tyle pieniędzy i znajdujemy się o włos od szczytów wszechczasów (przy czym nic nie uzasadnia tak wysokich poziomów), Stanom nie zaszkodzi mocniejszy dolar w najbliższym czasie.

Oczywiście można argumentować, że przy drogiej walucie nikt nie będzie kupował więcej akcji itd - ale zaraz, nikt nie mówi, że masz kupować więcej. Chodzi tylko o to, żebyś nie sprzedawał tego, co już masz. Może to zbyt proste, ale to mimo wszystko moja opinia na ten temat. Jak oni realizują tę strategię? To proste - pozwalają, aby jastrzębie Fedu wykorzystały swoje pięć minut i przekonały impulsywny rynek do wiary w niemożliwe, tzn. że z ilościowego luzowania polityki pieniężnej będą wychodzić raczej wcześniej niż później. Rozważany przypadek: protokół z posiedzenia FOMC z zeszłego tygodnia i prawdopodobnie jutrzejsze zeznania Bernankego. Interwencje słowne bez ruszania ciężarów - nowa mantra szefa banku centralnego.

W eurolandzie tańsza waluta sprawi, że rynek akcji stanie się bardziej atrakcyjny, by gonić zyski wypracowane przez amerykańskie odpowiedniki. Jednak – co jeszcze ważniejsze – niezliczoną ilość razy mówiono nam, że eksperyment z euro nie zawiedzie, a zgodnie z subtelnymi słowami Angeli Merkel i kilku innych osób w ostatnich kilku tygodniach 1,3000/1,3400 to całkowicie normalny przedział dla wspólnej waluty. Gdy jej wartość osiąga najniższe poziomy, Jens Weidmann dowodzi, że jest ona niedowartościowana; gdy osiąga szczyty, Super Mario mówi nam, że jest przewartościowana i niekonkurencyjna.

Z kolei daleko w Japonii kpiono z nich od lat, aż w końcu stwierdzili, że są wściekli jak cholera i mają tego dość! Stąd wszystkie te ostatnie interwencje słowne, nonsens z nominacją itd. Teraz ich kolej, by kuć żelazo, póki waluta słabsza, i będą z tego korzystać, ile wlezie, dopóki klub zmowy nie powie im, by przestali.

Historia powtarza się w Wielkiej Brytanii i w większości innych miejsc. Główne danie na wynos (oprócz ryby z frytkami) jest takie, że rynek walutowy zmienia się jak na huśtawce albo rondzie; nigdy nie było to bardziej prawdziwe niż teraz. Ta gra nazywa się „zmową”, a jeśli połapiecie się, czyja teraz kolej, by osłabić walutę, będziecie mieli wszystkie wskaźniki makro potrzebne do handlu na rynku w średnim terminie.