Stanowisko dyrektor wykonawczej Yahoo! objęła będąc w zaawansowanej ciąży. Musiała być cenną kandydatką dla podupadającego giganta branży internetowej skoro mimo tego wręcz wydarł ją swojemu rywalowi - Google. Kilka tygodni po urodzeniu synka wróciła do firmy i otworzyła za własne pieniądze prywatny żłobek obok biura, aby móc spędzać więcej czasu z dzieckiem.

„Dla mnie praca jest zabawą, a zabawa pracą. W tym sensie wybór pomiędzy wyjściem do kina, a spędzeniem wieczoru w pracy nie jest dla mnie trudny. Jedno i drugie bawi mnie tak samo” – powiedziała kiedyś w jednym z wywiadów.

I to jest chyba kluczem sukcesu Marissy Mayer - do niedawna "księżniczki Google'a", dzisiaj żelaznej damy Yahoo!

>>> Kozłowska-Rajewicz: Bez kobiet gospodarka ponosi straty

Reklama

Najmłodsza prezeska w Dolinie Krzemowej

Kobieta dyrektorem wykonawczym globalnej spółki internetowej, "Marissa Mayer szefem Yahoo!” – tego zdania, powtarzanego pół roku temu chyba przez wszystkie amerykańskie portale newsowe, gazety i magazyny nie można napisać bez wykrzyknika na końcu. Nazwa firmy to przecież „Yahoo!”, a nie „Yahoo”. Jednak równie dobrze wykrzyknik mógłby się tam znaleźć z innych powodów. W kontekście dyskusji o szklanym suficie zawieszonym na drabinie kariery kobiet biznesu Marissa Mayer jest jednym z najbardziej wyraźnych medialnie wyjątków od reguły. Nie skończyła jeszcze 40 lat, a już zdobyła pozycję o jakiej większość programistów może tylko marzyć. W dodatku jako spełniona matka.

„Księżniczka Google'a”, jak nazwały ją media, jest obecnie najmłodszą CEO wśród wszystkich prezesów 500 największych spółek w USA (Fortune 500). Jest też najmłodsza na liście 50 najpotężniejszych kobiet biznesu tego samego magazynu – i nie schodzi z niej od czterech lat.

Funkcję prezesa Yahoo! objęła pół roku temu, po odejściu z Google – firmy, którą współtworzyła przez 12 lat jako inżynier, projektantka, product manager i wreszcie wiceprezes Search Products & User Experience. Odpowiadała m.in. za ostateczny wygląd i funkcjonalność ponad 100 produktów i usług, w tym Gmaila oraz Google Maps. Była też prawą ręką Sergeya Brina i Larry'ego Page'a, założycieli tej najpotężniejszej globalnej korporacji internetowej świata. Oprócz kolejnych drabin kariery z łatwością i w naturalny sposób zdobyła coś jeszcze – sympatię amerykańskich mediów. To ona przez te wszystkie lata byłą prawdziwą twarzą Google'a.

Ledwie objęła stanowisko CEO w konkurencyjnej firmie, co media nazwały transferem roku, a już zdążyła wywołać dyskusje na łamach prasy. Amerykańskie portale wydają się nieustannie zadawać sobie pytanie: co się kryje za decyzjami Marissy?

Kiedy w lutym podpisała z Google umowę na outsourcing sprzedaży reklam, zaczęły mnożyć się spekulacje. Przecież nie rozstała się Google w przyjaznej atmosferze. Podobno odeszła w ciągu 30 minut, a potem ściągnęła jeszcze do Yahoo jednego z dyrektorów z Google’a, Henrique’a De Castro, i zrobiła z niego swoją prawą rękę. Mimo to udało jej się doprowadzić do porozumienia między spółkami.

Ostatnio Mayer zrobiła coś wbrew rynkowej logice. Zabroniła w całej firmie pracy zdalnej i w pisemnym rozporządzeniu podziękowała wszystkim osobom, którym nowy tryb pracy nie odpowiada – i to w czasach, kiedy firmy coraz częściej stawiają na tego typu zatrudnienie, aby wyjść naprzeciw oczekiwaniom rynkowym.

Znów posypały się tytuły. Washington Post pogratulował jej odwagi i napisał, że mogłaby być wzorem dla samego Baracka Obamy, który w imię poprawności politycznej boi się odważnych decyzji jak ognia, mimo że nie ma nad sobą rady nadzorczej.

>>> Czytaj też: Henry Ford była kobietą

Krótka droga od baletu do IT

Urodziła się i wychowała w 30-tysięcznym miasteczku Wausau w stanie Wisconsin. Jako dziecko uczyła się baletu. Pewnego dnia zrozumiała, że woli spędzać czas z rówieśnikami zamiast ćwiczyć i wtedy zrezygnowała z zawodowych treningów. Balet dał jej jednak cenną lekcję. Jak sama mówi, nauczył ją przede wszystkim skupienia. Do tego zawsze była pełna podziwu dla swojej nauczycielki, która do ich prowincjonalnego miasteczka potrafiła ściągnąć najlepszych tancerzy baletu. Przyjeżdżały nawet gwiazdy jak Jeanene Russell Perry, która tańczy w Teatrze Bolszoj czy Kelly Kohnert, występująca w musicalach w nowojorskim Radio City. „Gdy zapytałam ją, jak to się udało, odpowiedziała: Poprosiłam. Ty też musisz prosić, gdy tobie na czymś zależy" – wspomina w wywiadzie.

Jak sama wciąż powtarza na łamach gazet, kocha programowanie. Nie mogła więc wybrać innego zawodu. Ukończyła Uniwersytet Stanfordzki, a w 2009 roku Illinois Institute of Technology nadał jej tytuł doktora honoris causa. Karierę w Google rozpoczęła w 1999 roku jako jeden z pierwszych 20 pracowników tej firmy i jako pierwsza kobieta-inżynier.

Teraz stoi przed nią wyzwanie podniesienia z kolan niegdyś prężnie działającej firmy, która straciła na znaczeniu przez silną konkurencję. Spółka pokłada w niej duże nadzieje. Za pierwsze pięć miesięcy pracy Mayer otrzymała ponad 1 mln USD premii.

Mimo oddania dla pracy, jej priorytety układają się w ten sposób: „Bóg, rodzina, Yahoo” – jak sama deklaruje, nigdy nie zmienia tej kolejności.

>>> Polecamy: Jak zrobić biznes na zapracowanych kobietach biznesu

ikona lupy />
Marissa Mayer / Bloomberg