W ubiegłym roku wśród blisko 8,3 tys. firm przemysłowych prowadzących księgi rachunkowe i zatrudniających 50 i więcej osób 1642 przedsiębiorstwa były deficytowe – wynika z danych GUS. To wprawdzie o 47 więcej niż w roku poprzednim, ale aż o 472 mniej niż w 2009 r., czyli w czasie poprzedniego spowolnienia gospodarczego.
– Ten stosunkowo niewielki wzrost liczby przedsiębiorstw deficytowych nie jest przypadkowy – twierdzi Tomasz Kaczor, główny ekonomista BGK. Jego zdaniem to efekt tego, że firmy bardzo szybko zareagowały na pogorszenie koniunktury. – Po spadku przychodów redukowały koszty – wyjaśnia Kaczor.
Np. firmy zdecydowanie ograniczyły wzrost płac. W efekcie podwyżki wynagrodzeń nie nadążały nawet za inflacją. Część przedsiębiorstw zmniejszyło koszty poprzez zwolnienia pracowników. Równocześnie zaczęły kurczyć się np. ceny materiałów i surowców, co również uchroniło wiele firm przed wpadnięciem pod kreskę. Była też pewna grupa firm, która po spadku popytu na ich produkty na rynku krajowym zwiększyła sprzedaż za granicą, i to mimo występującego tam kryzysu. To m.in. dlatego ubiegłoroczny eksport polskich towarów liczony w euro zwiększył się o ok. 4 proc.
Niektóre firmy są deficytowe z wyboru – rozliczają się tak, by zamiast zysku wychodziła strata. W takim układzie ograniczają swoje obciążenia podatkowe.
Reklama
Z danych GUS wynika, że najwięcej firm deficytowych jest w przemyśle odzieżowym, wśród producentów metali, w górnictwie węgla kamiennego i brunatnego, w branży tekstylnej oraz w przemyśle skórzanym.
– Można jednak oczekiwać, że w tym roku firm deficytowych przybędzie – twierdzi Kaczor. Powód: słabnie sprzedaż wyrobów na rynku krajowym.