Przepraszam, że sam siebie chwalę, ale o konserwatyzmie napisałem habilitację i jeszcze dwie książki, więc się na tym znam, jak mało na czym.
W dzisiejszym zachodnim świecie konserwatyzm jako postawa polityczna praktycznie nie występuje. Ani neokonserwatyści amerykańscy za rządów George’a W. Busha, ani, z całym szacunkiem, Margaret Thatcher, ani współczesna nam angielska Partia Konserwatywna nie są konserwatystami. To wszystko neoliberałowie skrywający się pod tradycyjnymi nazwami.
W Polsce są konserwatyści, ale tylko w gronach intelektualnych, głęboko schowani lub, jak Aleksander Hall, dalecy od polityki. Jeżeli ktoś się uważa za konserwatystę tylko dlatego, że życie rodzinne i płciowe uprawia po bożemu, to można o nim powiedzieć, że jest wiernym uczniem Kościoła. Ale nawet Kościół nie jest konserwatywny. Moja ciotka ma na tę okazję stary wierszyk dotyczący nocy poślubnej: „Nie gwoli swawoli, jeno dla rozmnożenia / Użycz Waćpani swego przyrodzenia / W imię ojca i syna / Niech Waćpan zaczyna”.
Konserwatyzm jest w naszych czasach bardzo rzadką i niemal wykluczoną w świecie europejskim postawą ideową i polityczną. Żeby to zrozumieć, wyjaśnijmy, na czym konserwatyzm polityczny polegał.
Reklama
Otóż, po pierwsze, na szacunku do tradycji, ale nie dlatego, że jest tradycją, lecz dlatego, że bywa źródłem doświadczeń, z których można skorzystać. Innymi słowy, ludzie przez setki lat robili różne rzeczy, mądre i niemądre, skuteczne i nieskuteczne – dlaczegóż by więc nie korzystać z tej nauki i marnować dorobek przeszłości.
Po drugie, konserwatyści cenią ciągłość, ale rozumieją potrzebę zmiany, pod warunkiem że jest to zmiana częściowa, a nie całościowa, i że zmieniając, jesteśmy mocno przekonani, że złe zmieniamy na lepsze.
Po trzecie, dla konserwatystów fakt, że coś jest nowe, nie stanowi żadnej wartości, a o ewentualnej wartości nowej kultury, nowych obyczajów czy nowej polityki dopiero się doświadczalnie przekonamy.
Po czwarte wreszcie, konserwatyści – z wyżej wymienionych powodów – nie lubią wielkich planów i projektów, a zwłaszcza nie lubią ich w zakresie prawa, bowiem prawo nie powinno wyprzedzać życia, a jedynie iść jego śladem. To ludzie robią prawo, a nie prawo kształtuje ludzi.
Konserwatyści byli z reguły związani z grupami i warstwami społecznymi głęboko zakorzenionymi w historii, a ponieważ w naszych czasach takich warstw już nie ma – trudno o konserwatystów. Konserwatyści nie bardzo mają jak zachować ciągłość, skoro w 1989 r. doszło do zmian zaiste niemal rewolucyjnych, a na scenie publicznej pojawili się nowi ludzie. Konserwatyści nie lubią nowych ludzi, nowobogackich, gdyż dla konserwatystów związek między polityką a kulturą jest niezbędny, a nowobogaccy stanowią symbol zerwania tego związku.
Spójrzmy na tym tle na wypowiedzi dziennikarzy określanych mianem konserwatywnych. Oni, owszem, są prawicowi i radykalni, uprawiają nie tyle publicystykę, ile propagandę, ale niech tam sobie uprawiają, skoro mamy wolność. Jednak prawicowy i radykalny to z zasady znaczy – sprzeczny z normami konserwatywnymi. Konserwatyści bowiem nigdy nie są radykalni.
Konserwatyści mają jeszcze jeden kłopot w naszych czasach, bowiem, jak wszyscy, akceptują skuteczność gospodarki wolnorynkowej, ale mają wielkie wątpliwości co do ideologii nieustannego wzrostu. Nie dlatego, że jest niesłuszna, bo tego nie wiadomo, ale dlatego, że jest prymitywna. Konserwatyści bowiem nie lubią łatwych wyjaśnień, i to skierowanych do ludzkiego rozumu, a nie do ludzkiej intuicji, przyzwoitości i doświadczenia. Znakomicie to opisał największy myśliciel konserwatywny naszych czasów Michael Oakeshott, kiedy porównał nasze życie z losem statku, którego załoga nie wie, z jakiego portu wypłynęła, do jakiego portu zmierza, a jej jedynym zadaniem jest utrzymać statek na powierzchni morza, i to zarówno, kiedy świeci słońce, jak i kiedy nadchodzi burza.
Otóż nasi radykalni prawicowcy, w przeciwieństwie do konserwatystów, wszystko wiedzą. Wiedzą, co się stało w Smoleńsku, wiedzą, jak naprawić gospodarkę, wiedzą, jak ludzie powinni z sobą współżyć, i wiedzą, co regulować, a czego nie. Nie dopuszczają myśli, że mogliby nie wiedzieć ani że ludzie niekoniecznie zachowują się racjonalnie. Jeżeli nie odnoszą sukcesu, to ich zdaniem nie dlatego, iż plotą głupstwa, jak to się kilkakrotnie zdarzyło byłemu ministrowi sprawiedliwości, ale dlatego, że media wypaczyły ich poglądy. Gdyby tylko ludzie wiedzieli, jakie słuszne mają poglądy, natychmiast by za nimi podążyli.
Taka postawa przypomina postawę radykalnych socjalistów. Już na początku dziewiętnastego wieku socjaliści utopijni sądzili, że jak tylko powiedzą ludziom, jak powinno być – ludzie zaraz tak postąpią. Francuski socjalista Charles Fourier wydał własnym nakładem książkę, w której wyłożył swoją wizję dobrego świata i następnego dnia wyszedł na spacer po Paryżu, przekonany, że ludzie już idą śladem jego szalonych wyobrażeń. A tu nic z tego. Identycznie rozumuje polska radykalna prawica publicystyczna. Dlatego próbuje budować imperium medialne, nawet zakłada własną telewizję. Niech się jej poszczęści, chociaż wątpię, bo traktuje ludzi jak prymitywnych racjonalistów – jak im wytłumaczyć, wbić do głowy, to się uda ich pozyskać. Wszystkie nieszczęścia polska prawica składa na karb niedostatecznej obecności medialnej, więc z mediów czyni bóstwo, na co na pewno one nie zasługują.
Paradoksem jest bowiem, że ci, którzy ze względów propagandowych chcieliby mienić się konserwatystami lub którzy konserwatystami są nazywani, składają się w Polsce z dwu zupełnie odmiennych grup. Pierwsza to klasyczni zachowawcy, którzy uważają, że najlepiej jest tak, jak było, tylko kłopot mają ze wskazaniem, kiedy to było w naszym kraju tak dobrze. Najbliżsi postawy konserwatywnej są z tego punktu widzenia ludowcy, bo im było zawsze nieźle, nawet za komuny, ale nawet wśród ludowców pojawia się ferment. Druga grupa domniemanych konserwatystów to przeciwnicy przemian obyczajowych. Bardzo smutni to ludzie, dla których nowość kojarzy się z zagrożeniem. Jest takich zapewne w naszym kraju, jak w każdym innym, bardzo wielu, ale ponieważ dzisiaj nowość goni następną nowość – ani się w tym połapać nie potrafią, ani oczywiście nie odczuwają do tego świata sympatii.
Nie są jednak konserwatystami także ci, którzy nie nadążają za modernizacją. Zawsze są tacy ludzie i trzeba się nad nimi zlitować i im pomóc. Proponuję więc zamiast hasła: zabierz babci dowód, inne – kup dziadkowi komputer. Przegrani to nie ci, którzy są biedni i których dotknęła niesprawiedliwość, lecz ci, którzy nienawidzą tego świata, nie rozumieją go i czują, że im zagraża. To jest potencjalna klientela polityczna naszych prymitywnych konserwatystów, czyli radykalnej prawicy. Wszystkiego dobrego im życzę na politycznej drodze z takimi wyborcami.
Niestety, jak wspomniałem, nie ma szans na masowe odrodzenie konserwatywnej myśli politycznej i konserwatywnej polityki. Jednak, chociażby jako forma krytyki, krytyki pozytywnej, konserwatyzm by się przydał i dlatego kolosalną szkodę czynią ludzie, którzy imię jego wymieniają nadaremno. Wprawdzie żyjemy w wolnym kraju, ale to oznacza także, że wolno tych, którzy plotą głupstwa na temat konserwatyzmu, bezlitośnie piętnować, a nawet uważać za szkodników.
Jako postawa polityczna konserwatyzm w dzisiejszym świecie praktycznie nie występuje. I na pewno nie ma nic wspólnego z naszymi radykalnymi prawicowcami, ich zachowawczością i lękami