Politycy jednak różnią się w ocenie przyczyn ewentualnej nowelizacji. Koalicja uważa, że taki ruch był wcześniej zapowiadany, opozycja natomiast sądzi, że minister finansów przygotował nierealny budżet. Według Małgorzaty Kidawy-Błońskiej z Platformy Obywatelskiej, o możliwości nowelizacji mówili i politycy jej partii, i Jacek Rostowski. "Spodziewaliśmy się, że taka nowelizacja może być" - powiedziała posłanka. "Rozumiem, że minister Rostowski zaproponuje to w najbardziej bezpiecznym czasie". Mariusz Błaszczak z Prawa i Sprawiedliwości uważa jednak, że Rostowski powinien odejść. "Mieliśmy do czynienia z budżetem wirtualnym" - powiedział poseł dodając, że wskaźniki dotyczące wzrostu gospodarczego i deficytu budżetowego okazały się nierealne. Zdaniem Błaszczaka, minister Rostowski doprowadził do zapaści finansów publicznych. Zdaniem eurodeputowanego Polskiego Stronnictwa Ludowego Jarosława Kalinowskiego, wskaźniki ekonomiczne pokazują, że nowelizacja jest konieczna. Polityk dodał, że nie ma obawy, iż zostaną zmniejszone emerytury, renty czy wynagrodzenia.

Z kolei Wojciech Olejniczak z Sojuszu Lewicy Demokratycznej obawia się jednak, że zacznie brakować pieniędzy na przykład na wypłacanie subwencji dla samorządów, co może się negatywnie odbić na edukacji. Potrzebne są więc zmiany długofalowe, a nie tylko łatanie dziury budżetowej.

Zdaniem Marka Siwca z Europy Plus, minister finansów już na etapie konstruowania budżetu wiedział, że założenia są nierealne. "Byliśmy w sposób świadomy oszukiwani przez ministra finansów" - powiedział Siwiec dodając, że rząd staje przed koniecznością nowelizacji, gdyż unikał wcześniej odpowiedzialności za rzetelny budżet.

Jacek Kurski z Solidarnej Polski powiedział, że to bankructwa polityki premiera Donalda Tuska. Dodał, że państwo pozwala na wywożenie miliardów za granicę, nęka natomiast uczciwych przedsiębiorców.

Główna ekonomistka Banku Pocztowego Monika Kurtek uważa, że najważniejsza zmiana w budżecie będzie dotyczyła zwiększenia limitów zadłużenia. To będzie najmniej bolesna decyzja, bo ograniczać wydatków za bardzo nie ma gdzie - powiedziała ekonomistka Informacyjnej Agencji Radiowej. Podkreśliła, że Polacy zaczęli żyć oszczędniej, a inflacja utrzymuje się na niskim poziomie. To przekłada się na niskie wpływy do budżetu z podatku VAT. Główny ekonomista ING Banku Śląskiego Mateusz Szczurek podkreśla, że większych wpływów do budżetu rząd nie powinien szukać w kieszeniach podatników, a raczej na rynku. Podnoszenie podatku dochodowego lub VAT zmusiłoby konsumentów do jeszcze większych oszczędności, co dodatkowo hamowałoby gospodarkę - wyjaśnia. Analityk ING TFI Paweł Cymcyk powiedział IAR, że pieniędzy zabraknie i trzeba będzie pożyczyć ich więcej, niż wcześniej zaplanowano. Przypomniał, że rynek na taką decyzję był przygotowywany coraz gorszymi prognozami Komisji Europejskiej czy ministerstwa finansów. Analityk uważa, że nowelizując budżet lepiej będzie zwiększyć deficyt niż szukać oszczędności na siłę. Ważne jednak, aby pożyczone pieniądze przeznaczyć na wzmocnienie gospodarki.

Reklama

Wicepremier i minister finansów Jacek Rostowski powiedział kilka dni temu, że resort jest gotowy do nowelizacji budżetu państwa. Ewentualna decyzja zapadnie jednak dopiero w drugiej połowie roku.