To w istocie niebywałe osiągnięcia, budzące szacunek dla postępu technologii i pozwalające marzyć o nowym, lepszym świecie. Nie jest jednak tajemnicą, że ten zapierający dech postęp rodzi poważne zagrożenia. Na niektóre z nich, zupełnie zresztą wbrew własnym intencjom, zwracają uwagę Eric Schmidt i Jared Cohen w swojej nowej książce „The New Digital Age”. Już same nazwiska autorów zapowiadają interesującą lekturę – pierwszy jest szefem rady nadzorczej Google’a, a drugi, dzisiaj też związany z tą firmą, był cenionym współpracownikiem Hillary Clinton w pierwszym okresie pełnienia przez nią funkcji sekretarza stanu w rządzie USA. Książka, pozornie o przyszłości cyfrowego świata, jest w istocie swoistym biznesplanem globalnego lidera wyszukiwarek internetowych.

Powiedzmy od razu – proponowana przyszłość bardziej przeraża, niż fascynuje. Wychodząc od obserwacji typu: „90 proc. użytkowników urządzeń mobilnych nie traci z nimi kontaktu na więcej niż jeden metr przez 24 godziny na dobę”, autorzy kreślą wizję społeczeństwa całkowicie podporządkowanego nowym technologiom. Nikt z nas nie będzie już miał realnego wpływu na cokolwiek, jeśli nie podda się całkowicie owemu fatum w postaci technologii determinujących nasze działania. Człowiek w dużym stopniu utraci biologiczną tożsamość na rzecz tożsamości cyfrowej.

Będziemy istnieć w społeczeństwie poprzez nasze konta na Facebooku, Twitterze, Google’u, Skypie i gdziekolwiek indziej. Wykorzystywany onegdaj w literaturze i sztuce motyw człowieka budzącego się pewnego dnia jako część niezależnie od niego działającej maszyny stać się ma rzeczywistością. Tą maszyną będzie obdarzony sztuczną inteligencją internet, a my zredukowani zostaniemy do mało znaczących elementów autonomicznie działającego technologicznego ekosystemu. Chcący się z tego systemu wyłamać (chyba można mieć nadzieję, że tacy będą) nie będą mieli wielkich szans. Będą powszechnie podejrzewani o niecne zamiary i szybko trafią na listę potencjalnych przestępców, co całkowicie uniemożliwi im funkcjonowanie w nowym, „wspaniałym” świecie. Uff, i to wszystko opisane jest na poważnie przez przedstawicieli jednej z dominujących na świecie firm internetowych! Z tematyką tą świetnie koresponduje wydana niedawno u nas książka znanego publicysty i czołowego badacza sieci Nicholasa Carra pt. „Płytki umysł. Jak Internet wpływa na nasz mózg”.

Znowu nie jest wesoło, choć w tym przypadku autor jest po „naszej” stronie. Sednem obaw wobec dominacji przekazu internetowego jest utrata kluczowych atrybutów rozumienia rzeczywistości, takich jak dogłębność rozumienia problemów czy zdolność do konstruowania skojarzeń składających się na kreatywną inteligencję. Jak przekonująco dowodzi autor, człowiek staje się płaski i duchowo ubogi, co nieuchronnie prowadzi do poważnych konfliktów osobowościowych. Trudna jest bowiem do wyobrażenia sytuacja, w której większość ludzi z ochotą akceptuje postępujące, totalne uzależnianie się od globalnych zasobów chaotycznych informacji dostępnych w sieci. Innymi słowy fascynując się zmianami i rozwojem, warto zawsze pomyśleć, jakim to się dzieje kosztem.

Reklama