Eksperci radzą: jeśli planujesz wakacyjny wyjazd, to z kupowaniem euro i dolarów nie ma sensu czekać.

Analitycy, z którymi rozmawialiśmy mówią, że skala osłabienia złotego w ostatnich dniach była tak duża, iż nie można wykluczyć jakiegoś krótkoterminowego odreagowania. Ale zaraz dodają, że takie polowanie na okazje na rynku walutowym jest bardzo trudne.

– Przewidywanie zmian w tak krótkim terminie to już wyższa szkoła jazdy. Nie sądzę, żeby statystyczny obywatel dał sobie z tym radę, skoro często nie daje sobie rady przeciętny diler w banku – podkreśla Marcin Mrowiec, główny ekonomista Pekao. – Teraz rynek jest bardzo nieprzewidywalny, liczenie na to, że uda się trafić z kupnem euro i dolarów na lepszy kurs, to ryzykowna strategia – dodaje Przemysław Kwiecień, analityk X-Trade Brokers.

>>> Czytaj też: Polska ma najniższe ceny żywności w Unii Europejskiej. Zobacz ranking

Reklama

Fed zepsuł nastroje

Rada obu ekspertów: jeśli ktoś musi kupić waluty przed wyjazdem, to lepiej nie czekać. W piątek po południu euro kosztowało 4,36 zł, a dolar ponad 3,32 zł. Jeszcze dwa dni wcześniej euro było o ponad 10 gr tańsze, a dolar tańszy nawet o 15 gr. Spadek notowań naszej waluty to efekt zapowiedzi Fed o rychłym końcu dodruku dolarów. Powodują one wzrost rynkowych stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych. To zaś skłania część inwestorów do realizowania zysków na rynkach wschodzących – w tym w Polsce – i przerzucania kapitału za ocean.

– Niewykluczone, że możemy zobaczyć w najbliższych tygodniach nawet 4,40 zł za euro – mówi Kwiecień. Mrowiec dodaje, że kluczowy może być już nadchodzący tydzień. Wszystko zależeć będzie od nastrojów na świecie, a te są pod wpływem nie tylko słów przedstawicieli Rezerwy Federalnej, lecz także nie najlepszych informacji z Chin (Ludowy Bank Chin w poprzednim tygodniu musiał zasilać system bankowy gotówką, by obniżyć rekordowo wysokie stopy procentowe) czy kolejnych napięć wokół Grecji (rośnie ryzyko rozpadu koalicji rządzącej po opuszczeniu jej przez jedno z ugrupowań).

– Jeśli niepewność na rynku będzie coraz większa, to kurs euro może wzrosnąć nawet do 4,40 zł – zgadza się Marcin Mrowiec. – Jeśli jednak nastroje będą się wyciszać, to nie można wykluczyć umocnienia złotego do 4,25 zł za euro, choć szanse na zejście do 4,20 zł i niżej są znikome. Jedno jest pewne: były sygnały, które pozwalały przewidzieć osłabienie złotego, waluty trzeba było kupować wcześniej. Teraz wiele się już nie wskóra.

Jesień wzmocni złotego

Bartosz Sawicki - analityk TMS Brokers - dodaje, że nie ma zbyt wielu powodów, dla których w najbliższym czasie złoty miałby się umacniać. Na rynku obligacji hossa się skończyła, część inwestorów zagranicznych wycofuje się z niego podobnie jak na innych rynkach wschodzących. Giełda też jest w odwrocie, indeks WIG20 w piątek spadał drugi dzień z rzędu (tym razem o 2,8 proc.), bo inwestorzy są rozczarowani niskimi dywidendami w największych spółkach (przykład: KGHM), a poza tym źle znoszą niepewność związaną z planem zmian w OFE – boją się, że ich realizacja może ograniczyć aktywność funduszy na giełdzie.

– W związku z tym nie ma co liczyć na szybki powrót w okolice 4,2 zł za euro. Kurs będzie stabilny, ale stosunkowo wysoki, wokół 4,30 zł za euro. Takiego poziomu spodziewam się na koniec czerwca i przez następne tygodnie – zaznacza Sawicki. Według niego złoty może odrobić część strat dopiero jesienią, gdy będą wyraźniejsze sygnały ożywienia gospodarczego. Ale, zastrzega Sawicki, to umocnienie nie będzie duże i odbędzie się głównie względem euro. Podobnej tendencji spodziewa się Marcin Mrowiec. Jego zdaniem obecny poziom kursu eksporterzy powinni wykorzystać do zabezpieczania przyszłych wpływów w euro (na przykład wykupując kontrakty terminowe, żeby zabezpieczyć mocne euro), ponieważ w ostatnich miesiącach roku złoty może zyskiwać do wspólnej europejskiej waluty – nawet do 4,12 zł za euro. Za to strat do dolara nie da się tak łatwo odrobić, może on kosztować 3, 30 lub więcej.

>>> Czytaj też: Płaca minimalna nie zniechęca do zatrudniania