Tom Palome wykonuje prace na pół etatu – przy prezentacji jedzenia w Sam’s Club za 10 dolarów za godzinę oraz przy serwowaniu hamburgerów i napojów w klubie golfowym za nieco więcej niż wynosi średnia krajowa.

Tom Palome pracował ciężko przez całe swoje zawodowe życie, dzięki czemu udało mu się spłacić kredyt i wysłać dzieci na studia, ale - tak jak większość Amerykanów – nie zaoszczędził odpowiednich pieniędzy na emeryturę.

Wielu zamożnym przedstawicielom pokolenia wyżu demograficznego, którzy zbliżają się do końca swojej zawodowej kariery, nie udało się nawet zbliżyć do poziomu oszczędności rzędu 10-20 razy więcej niż ich roczne dochody z pracy. Tyle bowiem według ekspertów inwestycyjnych potrzebuje emeryt, aby zachować swój standard życia na emeryturze.

Dla gospodarstw domowych z klasy średniej, których roczne dochody są pięcio-sześciocyfrowe, sytuacja wygląda dość ponuro. Gdy w 2008 roku rozpoczął się kryzys finansowy, oszczędności Palome w wyniku nieudanej inwestycji w akcje skurczyły się z 90 tys. do 40 tys. dolarów. Były wicedyrektor marketingu Oral-B znalazł się tym samym w sytuacji, w której potrzebował pieniędzy, aby móc utrzymać swój standard życia. Mając przed sobą lata, jeśli nie dekady, życia, Palome podjął się prac, które mógł akurat znaleźć.

Reklama

Palome twierdzi, że ma szczęście. Jest bowiem zdrowy i zdolny do pracy. Może być niezależny i zachować swoją godność, nawet jeśli będzie musiał myć podłogi w klubie golfowym i wracać do domu po 20.00. „Musisz szanować pracę, którą wykonujesz i nie możesz być negatywnie nastawiony. Inaczej nie powinieneś tego robić”.

Mierzenie się z rzeczywistością

Amerykanie o niskich dochodach w wieku emerytalnym muszą polegać przede wszystkim na świadczeniach społecznych. Obywatele z klasy średniej, bardziej wykształceni i z większymi zasobami, powinni być przygotowani lepiej na swoją emeryturę, pozwalając sobie niekiedy nawet na odrobinę luksusu. Tak przynajmniej podpowiada nam kultura popularna.

Rzeczywistość jednak często okazuje się zupełnie inna. Dziś coraz więcej seniorów, którzy byli wcześniej menedżerami lub profesjonalistami, musi rywalizować o niskopłatne prace. Dla tej rosnącej grupy ze skromnymi oszczędnościami, to koniec emerytury.
Około 7,2 mln Amerykanów w wieku 65 lat lub starszych w ubiegłym roku pracowało. To o 67 proc. więcej niż w ubiegłej dekadzie – wynika z rządowych danych. Wciąż 59 proc. gospodarstw domowych, prowadzonych przez ludzi w wieku 65 lat lub starszych, nie ma żadnych aktywów z tytułu przejścia na emeryturę – wynika z danych Rezerwy Federalnej.

Zagrożenie społeczną degradacją

Ludzie, którzy z sukcesem pieli się po szczeblach zawodowej kariery, zapewnili swoim dzieciom edukację i zaoszczędzili tyle, ile byli w stanie. Dziś są oni narażeni na ryzyko społecznej degradacji – komentuje Teresa Ghilarducci, ekonomistka z The New School, która badała finanse seniorów.

Będzie jeszcze gorzej. Zaraz za legionami obecnych pracujących seniorów, jest pokolenie wyżu demograficznego, które zaczęło przechodzić na emeryturę w 2011 roku, w tempie 8 tys. osób dziennie. To pierwsze pokolenie, które samodzielnie ma sfinansować sobie emerytury.

>>> Czytaj również: Resort finansów zachęci Polaków do oszczędzania na emeryturę

Zbyt mało

Aż połowa osób z pokolenia wyżu demograficznego, które mają dziś od 50 do 64 lat, uważa, że nie będzie miała wystarczająco dużo środków finansowych, aby przejść na emeryturę – wynika z ankiety AARP, przeprowadzonej w 2011 roku.

„Obecny system emerytalny nie działa i prowadzi do kryzysu, odkąd Amerykanie, którzy przeszli na emeryturę w dobrym zdrowiu w wieku 65 lat, żyją jeszcze ponad dwie dekady” – mówi Larry Fink, dyrektor zarządzający BlackRock, największej na świecie firmy inwestycyjnej.

Długowieczność powinna być błogosławieństwem, ale jeśli jej nie planowałeś, będziesz pracować dłużej niż to sobie mogłeś wyobrażać. Albo też bądź dobry dla swoich dzieci, ponieważ prawdopodobnie będziesz z nimi mieszkać” – dodaje Fink.

Wielu emerytów nie chce się jednak godzić na takie rozwiązanie. Tak jest w przypadku Toma Palome. Jego dzieci zaproponowały mu, że się nim zaopiekują, jednak Palome nie wyobraża sobie rezygnacji ze swojej niezależności.

Tom Palome zarabia 80 USD dziennie, do tego dochodzą napiwki. „Zarabiam przez tydzień tyle, ile kiedyś zarabiałem w godzinę” – dodaje Palome.

Były wicedyrektor marketingu w Oral-B twierdzi, że praca pozwala mu pozostać aktywnym i uczy go wielu nowych rzeczy. Bez pracy mógłby jednak przetrwać. Palome otrzymuje 1200 dol. miesięcznie z opieki społecznej oraz 600 dolarów emerytury z ostatniego zakładu pracy. Dodatkowe 1400 dolarów miesięcznie, które Palome zarabia w swoich pracach, pozwala mu podreperować budżet i zapewnia dodatkowe pieniądze, np. na wyjścia do teatru czy bilety lotnicze, aby mógł odwiedzić swoje dzieci.

>>> Polecamy: Oręziak: Gra o nasze emerytury to nie ruletka