„Wall Street Journal” powołując się na na urzędników amerykańskiej administracji podał, że USA przekażą Ukrainie dane wywiadowcze dotyczące ataków rakietowych dalekiego zasięgu na rosyjską infrastrukturę energetyczną. Dziennik podał tę informację dwa dni po tym, jak wiceprezydent USA JD Vance w wywiadzie dla stacji telewizyjnej Fox News ujawnił, że prezydent Donald Trump rozważa przekazanie Ukrainie pocisków manewrujących Tomahawk.

Tomahawki dla Ukrainy

Tymczasem w czwartek agencja Reutera, powołując się na źródła w Pentagonie, podała, że przekazanie Ukrainie przez administrację USA pocisków dalekiego zasięgu Tomahawk może okazać się niewykonalne, ponieważ obecne zapasy są przeznaczone dla amerykańskiej marynarki wojennej i na inne cele. Jeśli jednak decyzja zostałaby podjęta, Waszyngton miałby sprzedać pociski europejskim sojusznikom Kijowa, którzy następnie przekażą je Ukrainie.

W niedzielę, 28 września, w programie „Sunday Briefing” telewizji Fox News, Keith Kellogg, specjalny wysłannik prezydenta Trumpa ds. Ukrainy, przyznał, że prezydent zatwierdził ukraińskie uderzenia w głąb Rosji. Pozyskanie pocisków manewrujących dalekiego zasięgu Tomahawk umożliwiłoby Ukraińcom przeprowadzanie takich uderzeń.

– Pocisk Tomahawk z konwencjonalną głowicą ma zasięg powyżej 1,5 tys. km, a z głowicą jądrową (co w tym przypadku oczywiście nie wchodzi w grę) nawet 2,5 tys. km – powiedział w rozmowie z PAP Andrzej Kiński, ekspert Zespołu Badań i Analiz Militarnych oraz redaktor naczelny „Wojska i Techniki”.

Czym teraz dysponuje Ukraina

Ekspert podkreślił, że Ukraina nie dysponuje obecnie „klasycznym uzbrojeniem” o takim zasięgu jak pocisk Tomahawk. Jego zdaniem w pewnym stopniu można je porównać z nowymi bezzałogowcami uderzeniowymi dalekiego zasięgu FP-5 Flamingo — choć to raczej odpowiednik tzw. samolotów-pocisków z lat 50. i 60. – ocenił Kiński.

Oprócz własnych systemów (Flamingo i Neptun) Kijów dysponuje także m.in. europejskimi pociskami manewrującymi Storm Shadow o zasięgu około 250 km oraz amerykańskimi pociskami przeciwokrętowymi Harpoon.

Tomahawki mogą zmienić obraz wojny w Ukrainie?

W opinii rozmówcy PAP pociski Tomahawk mogłyby „z powodzeniem razić różnorodne obiekty wojskowe”, w tym lotniska i składy, zakłady przemysłu zbrojeniowego oraz instalacje naftowe na terytorium Rosji.

Kiński podkreślił, że wprawdzie rosyjska obrona powietrzna jest zdolna do przechwytywania tego typu rakiet, ale „nawet pojedynczy” Tomahawk, który przedrze się przez obronę, ma znacząco większe zdolności rażenia, niż uzbrojenie, które obecnie stosuje Ukraina.

– O ile na przykład kilkanaście, czy kilkadziesiąt kilogramów materiałów wybuchowych uszkodzi jeden zbiornik na terenie rafinerii, to detonacja niemal półtonowej głowicy bojowej Tomahawka może na przykład spowodować zapalenie kilku zbiorników jednocześnie i zniszczenie wielu innych instalacji – podkreślił ekspert.

Czy Rosja ma środki obrony przed Tomahawkami?

Tomahawki mogą latać na niskich wysokościach i wykonywać manewry unikowe, minimalizując ryzyko przechwycenia. Lecą tzw. lotem profilowym, odwzorowując rzeźbę terenu.

– Jeżeli ustawimy stałą wysokość lotu, na przykład 30 m, pocisk będzie cały czas, niezależnie od tego, jaka będzie rzeźba terenu, poruszał się na tej wysokości nad ziemią. Nawet jeżeli będą to góry, pocisk będzie leciał wzdłuż zbocza – wyjaśnił Kiński.

Ta cecha Tomahawków może sprawiać obronie przeciwlotniczej problem, choć Kiński zastrzegł, że Rosjanie potrafią wykrywać cele niskolecące, m.in dzięki specjalnym wieżom, na których montowane są wielofunkcyjne radary podświetlania celów i naprowadzania rakiet.

– Mają też samoloty wczesnego ostrzegania A-50 i A-50U, „a rozwijany jest nowy A-100”, tyle tylko, że jest ich niewiele i są mniej zaawansowane niż ich zachodnie odpowiedniki – ocenił Kiński.

„Martwe pola” w obronie przeciwlotniczej Rosji

Przy okazji pojawienia się doniesień medialnych o możliwym przekazaniu Tomahawków Ukrainie sami Rosjanie przyznają jednak, że ich obrona przeciwlotnicza nie jest szczelna i da się w niej znaleźć „martwe pola” z powodu braku dostatecznej liczby patroli myśliwców i samolotów wczesnego ostrzegania AWACS.

Jewgienij Damancew, analityk wojskowy, ekspert kanału Telegram „Rosyjska broń”, na portalu eadaily.com wytłumaczył, dlaczego Tomahawki stanowią zagrożenie, z którym należy się w Rosji liczyć.

Jego zdaniem odpowiednio wczesne przechwycenie takich pocisków jak Tomahawki jest wykonalne, bo Rosja ma samoloty A-50U AWACS, oraz myśliwce, które mogą również pełnić rolę „miniaturowych” samolotów wczesnego ostrzegania. „Jednak w praktyce, samoloty AWACS są na służbie sporadycznie, a patrole myśliwców Su-35S nie zawsze są obecne na obszarach zagrożonych atakiem rakietowym lub pojawiają się nie w porę”, podkreślił Damancew. W jego opinii oznacza to, że jednostki wroga wciąż znajdują dogodne „okna” do ataków, przez które mogłyby z łatwością przeniknąć pociski manewrujące Tomahawk.

Damancew przypomniał, że konsekwencją istnienia takich „okien” jest niedawny atak „zaledwie” czterema ukraińskimi pociskami taktycznymi Neptun-MD, które zostały wystrzelone w kierunku zakładu Elektrodetal w Karaczajewie w obwodzie briańskim.

Mają też jego zdaniem miejsce „niekończące się wtargnięcia” do rosyjskich rafinerii, nie tylko w regionie przygranicznym, ale także w Baszkirii, obwodzie wołgogradzkim i kilku innych regionach Rosji. Wszystko to jest według niego konsekwencją tych samych dziur w obronie, które są efektem braku patroli myśliwców i samolotów AWACS.

Reakcja Moskwy na doniesienia o Tomahawkach

Przywódca Rosji Władimir Putin oświadczył w czwartek, że dostarczenie Ukrainie amerykańskich pocisków Tomahawk zaszkodzi stosunkom rosyjsko-amerykańskim. Wyraził opinię, że siły rosyjskie będą zestrzeliwać te pociski i „doskonalić swój system obrony przeciwlotniczej”.

Putin utrzymywał, że nie jest możliwe używanie rakiet Tomahawk bez bezpośredniego udziału żołnierzy amerykańskich. Zadając pytanie, czy Tomahawki zaszkodzą relacjom między USA i Rosją, odpowiedział, że będzie to oznaczać jakościowo nowy etap eskalacji, w tym w relacjach między USA i Rosją.

Gospodarz Kremla po raz kolejny przerzucał na kraje zachodnie odpowiedzialność za wojnę rozpoczętą przez Rosję przeciwko Ukrainie. Utrzymywał, że Europa „stale eskaluje konflikt”. Oświadczył, że Rosja uważnie śledzi - jak to ujął - „militaryzację” Europy. Ostrzeżenia przywódców europejskich przed postawą Rosji nazwał „podsycaniem histerii”.

Utrzymywał, że Moskwa „nie inicjowała nigdy konfrontacji wojennej”. W wystąpieniu ostrzegł, że Rosja może pozyskać nowe rodzaje broni hipersonicznej; zapowiadał, że „trwa praca i będą rezultaty”. Komentując słowa prezydenta USA Donalda Trumpa o Rosji jako „papierowym tygrysie” Putin oświadczył, że Rosja obecnie „walczy z całym blokiem NATO” i uznał, że idzie ona „naprzód” i czuje się „pewnie”.

Co potrafi Tomahawk?

Produkowane przez amerykańską firmę Raytheon Tomahawki mają długość 6,1 m i ważą 1510 kg. Przenoszą konwencjonalną głowicę bojową o masie do 450 kg. Jak podaje Reuters, mogą razić wybrane cele nawet w obszarach z silną obroną powietrzną. Wystrzeliwuje się je obecnie zarówno z wyrzutni morskich (np. okrętów podwodnych) jak i lądowych.

Tomahawki są w USA wykorzystywane w mobilnym systemie Typhon, który został wprowadzony do amerykańskiego uzbrojenia w 2023 roku, w ramach programu Mid-Range Capability (MRC) i wykorzystuje elementy okrętowej wyrzutni pionowej Mk 41 VLS. Armia USA ma obecnie dwie baterie systemu Typhon.

Jak wynika z cytowanych przez Reutera danych Pentagonu, amerykański rząd planuje w 2026 roku zakup dodatkowych 57 Tomahawków, których koszt wynosi około 1,3 mln dolarów za sztukę.

Pentagon inwestuje także w udoskonalenie możliwości naprowadzania pocisków. Najnowszą wersję pocisku można przeprogramować w trakcie lotu.

Anna Gwozdowska (PAP)