Ponad 90 proc. serwisów hazardowych, z których korzysta pół miliona Polaków, działa bezprawnie. Ich obrót w tym roku wyniósł ponad 4,7 mld zł. Legalne serwisy zanotowały w tym samym okresie zaledwie 158 mln zł.
Weszlo.com to jeden z najpopularniejszych serwisów dla fanów piłki nożnej, na którym można znaleźć nie tylko teksty o samym sporcie, lecz także reklamy największych światowych serwisów bukmacherskich. „Strona jest przeznaczona dla osób władających językiem polskim i mieszkających poza Polską, czyli w krajach, w których bukmacherka jest legalna. Polacy z Polski – nie wchodzić!” – czytamy na Weszlo.com. Niemal identyczne zastrzeżenia widnieją na Interbookie.pl, Typowanie-live.com czy 2x45.com i na dziesiątkach innych stron.
Sami bukmacherzy zarejestrowani za granicą, ale z usługami dla polskich graczy, jak np. Bet365, w swoich regulaminach zastrzegają: „Prawo do dostępu i/lub korzystania ze strony internetowej mogą być nielegalne w niektórych krajach (w tym na przykład w USA). Użytkownik jest odpowiedzialny za ustalenie, czy dostęp i/lub korzystanie ze strony internetowej jest zgodne z obowiązującym prawem w danej jurysdykcji”. Całą odpowiedzialność próbuje się przerzucić na graczy.
Oficjalne pozwolenie na urządzanie zakładów wzajemnych w sieci mają tylko cztery polskie firmy: Fortuna, Wzajemne Zakłady Bukmacherskie „Milenium”, Star-Typ Sport Zakłady Wzajemne i Totolotek. Nieoficjalnie jednak z usługami skierowanymi do polskich graczy działa blisko 40 zagranicznych bukmacherów. Choć łamią polskie prawo, które od 2011 r. pozwala na organizację zakładów bukmacherskich w sieci tylko firmom, które zdobędą koncesję od Ministerstwa Finansów, zagranicznym firmom wcale nie przeszkadza to zarabiać na polskich graczach. Nie przejmuje się tym nawet prezes PZPN Zbigniew Boniek, który od lat jest twarzą jednego z zagranicznych bukmacherów – Expecta. Na zarzuty, że reklamując go, łamie polskie prawo, odpowiada, że jest też obywatelem Włoch, a tam nie ma zakazu reklamowania bukmacherów.
Jak wyliczyła firma Roland Berger, duże zagraniczne podmioty zdominowały polski świat hazardu online. Mają 97 proc. obrotów i 89 proc. zysków z pieniędzy, które polscy gracze przeznaczają na e-hazard. Różnica w udziałach między obrotami i zyskami wynika z wyższych marż zagranicznych e-bukmacherów. „Dwóch największych operatorów gier losowych w Polsce, Bet365 i Bet-at-home, posiada ponad 50 proc. rynku, podczas gdy Fortuna, największa firma legalnie funkcjonująca w Polsce, posiada jedynie 4 proc. rynku” – pisze Roland Berger.
Reklama
– Analizę tego rynku wykonaliśmy na podstawie ruchu na stronach bukmacherów z podziałem na IP użytkowników z poszczególnych państw. Następnie porównaliśmy stosunek liczby odwiedzających strony oficjalnych bukmacherów z tym, ilu z nich decyduje się zagrać i za jakie kwoty grają. Na podstawie tych dwóch wyliczeń mogliśmy oszacować udziały poszczególnych firm w polskim rynku e-hazardu – wyjaśnia Przemysław Vonau z Roland Berger. Vonau nie ukrywa, że raport został przygotowany na zlecenie jednego z legalnych polskich bukmacherów, firmy Fortuna, ale zapewnia, że i tak wyliczenia dotyczące skali nielegalnej e-bukmacherki są bardzo ostrożne. W 2013 r. polski rząd według Roland Berger straci 574 mln zł na wpływach z podatków od gier, a do 2020 r. te straty mają sięgnąć blisko miliarda złotych rocznie, jeżeli wciąż nie będzie egzekwowany wobec zagranicznych bukmacherów obowiązek płacenia w Polsce podatków.
Jak odpowiedziało nam Ministerstwo Finansów, od 2011 r. wszczęto 12 dochodzeń w sprawie podżegania do nielegalnego uczestnictwa w zagranicznych grach hazardowych, w ramach programów partnerskich.
Wobec 19 zagranicznych firm toczą się też postępowania przygotowawcze w sprawach karnych skarbowych za nielegalne urządzanie i reklamowanie gier hazardowych w sieci. Jak wynika z informacji DGP, zarzuty postawiono na razie czterem podmiotom.