Firmy w kryzysie zmniejszały koszty, przekazując pracownika agencjom, które miały płacić za niego część składki ZUS. Pieniądze na konta zakładu jednak nie wpływały. Nieświadomi przekrętu byli zarówno pracownicy, jak i firma, która podpisywała umowę z agencją. Zagrożenia nie zauważył ZUS.

Twórca przekrętu Zdzisław K. ma się dobrze. Ukrywa się za granicą i prowadzi blog, w którym narzeka na opresyjność państwa polskiego. Niedawno prokuratura postawiła mu zarzuty. A rynek pracy doczekał się swojej wersji afery Amber Gold.

Kłopoty ma 25 tys. pracowników i blisko 500 firm z całego kraju. Kwota niezapłaconych składek ZUS to ponad 60 mln zł. Według prokuratury może chodzić nawet o dwa razy więcej.

>>> Czytaj też: Dla naszych emerytur lepszy ZUS. Oto wyniki symulacji pozostania w OFE

Reklama

Przekręt na outsourcing pracowniczy

Oszukiwały trzy powiązane z sobą agencje pracy tymczasowej: Centrum Niderlandzkie, Royal i K.U.K. Zatrudniano za ich pośrednictwem w ramach outsourcingu pracowniczego. ZUS domaga się zapłaty dziesiątek milionów zaległych składek. Jednak nie od agencji, a przedsiębiorców, którzy byli klientami oszustów.

Schemat działania na pierwszy, a także – jak przekonują pracodawcy i ich prawnicy – drugi i trzeci rzut oka wydawał się jak najbardziej legalny i bezpieczny. Agencja pracy tymczasowej zgłaszała się do przedsiębiorców z ofertą obniżenia kosztów pracy. Miała czystą historię w KRS, certyfikaty i była wpisana do rejestru agencji pracy prowadzonego przez urząd marszałkowski. Oferta była kusząca: przejmujemy pracowników i zatrudniamy ich na takich samych zasadach, jakie mieli w danym przedsiębiorstwie. Następnie przekierowujemy ich do pracy do rodzimej firmy.

Przedsiębiorca płaci jej za usługę według schematu: pensja netto danego pracownika plus od 60 do 65 proc. składki ZUS i podatku dochodowego. Pozostałą część składki ZUS i podatku dochodowego za pracownika miały opłacać już Centrum Niderlandzkie, Royal i K.U.K. Środki na to agencje miały brać z tajemniczej unijnej dotacji na tworzenie i podtrzymywanie miejsc pracy.

Przedsiębiorca w ten sposób obniżał koszty pracy. Pracownik nic nie tracił. Zyskiwała agencja. Chętnych było wielu. Od małych, liczących kilka pracowników firm rodzinnych po duże korporacje. Zyskiwali wszyscy. W końcu okazało się, że „darmowych obiadów nie ma”. A agencje latami obiecanych składek nie opłacały.

>>> Czytaj także: Blisko 25 tys. etatów rocznie dla obcokrajowców - w Norwegii. Ogromna szansa Polaków

Już 120 tomów akt w prokuraturze. "Sprawa jest rozwojowa"

– Sprawa jest rozwojowa. Mamy 120 tomów akt – mówi nam Piotr Kaleciński z prokuratury wrocławskiej, która prowadzi sprawę.

Spytaliśmy też o opinię ZUS. Zakład twierdzi, że „odnotowywał zgłaszane przez płatników składek problemy”. Dopytywany, dlaczego nie zareagował wcześniej, odsyła nas do prokuratury.