Do tej pory Wspólnota była podzielona jeśli chodzi o nałożenie surowszych kar na Moskwę. Czy sytuacja się zmieni w związku z doniesieniami, że to prorosyjscy separatyści, dozbrajani przez Moskwę, zestrzelili samolot malezyjskich linii lotniczych? Ostrożna Holandia, której obywatele stanowią ponad połowę ofiar, teraz zagroziła zaostrzeniem sankcji.
Polska, kraje bałtyckie, Wielka Brytania i Szwecja uważają, że Unia powinna po katastrofie wykazać się większą stanowczością wobec Rosji.

Tego poglądu nie podzielają jednak pozostałe kraje Unii, co pokazało spotkanie ambasadorów zorganizowane w ubiegłym tygodniu zaraz po katastrofie. Znowu padały stwierdzenia zalecające ostrożne podejście. Wielka Brytania zapowiedziała, że na jutrzejszym spotkaniu unijnych ministrów spraw zagranicznych będzie przekonywać do zaostrzenia sankcji, wliczając to nałożenie sankcji gospodarczych.

- Niektórzy nasi europejscy sojusznicy są mniej entuzjastyczni. Mam nadzieję, że szok wywołany katastrofą spowoduje, że będą bardziej skłonni do podjęcia niezbędnych działań, by pokazać Rosjanom, że muszą się liczyć z konsekwencjami - podkreślił szef brytyjskiej dyplomacji Philip Hammond w wywiadzie dla BBC. Pytanie teraz, jak zachowają się kraje, które w obawie przed pogorszeniem się kontaktów handlowych z Rosją nie chciały się zgodzić na surowsze kary. Holandia, która należała do tej grupy, zaostrzyła stanowisko, a stało się pod wpływem opinii publicznej.

Premier Mark Rutte mówi nawet o możliwych sankcjach ekonomicznych. Francja i Niemcy też były niechętne karaniu Rosji, ale i one mogą zostać zmuszone do zmiany zdania. Prezydent Francois Hollande i Angela Merkel wraz z Davidem Cameronem zagrozili Rosji sankcjami, jeśli nie spełni żądań. Ale one są ograniczone, bo na razie dotyczą wymuszenia na separatystach współpracy w wyjaśnieniu przyczyn katastrofy i zagwarantowania międzynarodowym ekspertom dostępu do miejsca tragedii.

Reklama

>>> Polecamy: "Katastrofa boeinga to także katastrofa dla Rosji". Czytaj tutaj opinie rosyjskiej prasy

Brak reakcji UE

Nie widzę reakcji Unii Europejskiej jako całości - mówi politolog dr Renata Mieńkowska-Norkiene z Uniwersytetu Warszawskiego, komentując katastrofę malezyjskiego samolotu na wschodzie Ukrainy.

Premier Holandii w sprawie tragedii, w której zginęło 193 Holendrów, stanowczo wypowiedział się dopiero w niedzielę. Przywódcy Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii grożą Rosji sankcjami. Są to jednak pojedyncze głosy.

Jak mówi Renata Mieńkowska-Norkiene, pożądana jest reakcja szefowej unijnej dyplomacji, Catherine Ashton. Ekspertka przypomina, że Sekretarz Stanu USA przytaczał dowody obwiniające Rosję za to, co się stało. - Myślę, że tutaj nie powinno być żadnej wątpliwości ze strony europejskiej dyplomacji - dodała Renata Mieńkowska-Norkiene.

- Poszczególne kraje Unii Europejskiej mają zróżnicowane interesy wobec Rosji, ale jeśli chodzi o bezpieczeństwo obywateli, powinny mówić jednym głosem - zauważa Renata Mieńkowska-Norkiene. - Mimo tej pierwszej stonowanej reakcji holenderskiego premiera widzę, że te reakcje są coraz bardziej kategoryczne, coraz bardziej ostre - dodała politolog.
Renata Mieńkowska-Norkiene twierdzi, że głosów potępienia wobec Rosji może pojawić się więcej. A to będzie zbliżało do jedności europejskiej.

Sekretarz Stanu USA John Kerry powiedział w niedzielę, że Stany są coraz bardziej pewne pochodzenia systemu rakietowego, z którego została wystrzelona rakieta w kierunku malezyjskiego samolotu. System w ręce separatystów miał trafić z Rosji.

>>> Czytaj także: Gdyby Ukraina przerwała operację wojskową, nie doszłoby do katastrofy