Z danych Eurostatu, na które powołuje się "Gazeta Wyborcza" wynika, że odsetek osób w wieku 25-34 lat, którzy wciąż mieszkają z rodzicami wynosi w Polsce aż 43.5 proc. Mamy do czynienia z tendencją wzrostową zważywszy na fakt, że jeszcze w 2005 roku było to ok. 36 proc.

W rankingu samodzielności przegrywamy, z takimi krajami, jak Niemcy (17,3 proc.), Francja (11,5 proc) czy Czechy (33,2 proc.). Większy odsetek młodych obywateli mieszkających w rodzinnym domu ma natomiast Słowacja (57,1 proc), Bułgaria (50,5 proc) oraz Grecja (51,6 proc.)

Dlaczego młodzi Polacy tak kurczowo trzymają się rodzinnego gniazda? Bo nie mają innego wyjścia. Bartosz Turek z Lion's Banku w rozmowie z "GW" podkreśla, że nie chodzi tu ani o uwarunkowania kulturowe, ani też o brak pracy (2/3 absolwentów mieszkających z rodzicami ma stałą pracę).

Gdzie leży więc problem? Przede wszystkim w niskich wynagrodzeniach oraz wysokich - w porównaniu do zarobków - cen zakupu i najmu mieszkań - pisze "GW".

Reklama

Dla przykładu w Warszawie za wynajem kawalerki trzeba zapłacić miesięcznie nawet 1,5 tysiąca zł, czyli połowę średniej pensji, na którą młodzi Polacy i tak nie mogą liczyć. Z badania TNS Polska dla "Gazety Wyborczej" wynika, że większość absolwentów wyższych uczelni w pierwszej pracy może liczyć na 1,6 zł na rękę. To za mało, aby myśleć o wynajęciu mieszkania. Nie wspominając o kredycie na jego zakup.

Problemu z pokoleniem bamboccioni nie mają natomiast kraje skandynawskie. W Norwegii, Szwecji czy Finlandii trudno znaleźć osobę w wieku 25-34 lat, która wciąż mieszka z rodzicami. Europejskimi liderem samodzielności jest natomiast Dania, gdzie odsetek bamboccioni wynosi zaledwie 1,4 proc. W kraju tym co piąte mieszkanie dostarczane jest przez organizację non-profit. Budują one tzw. czynszówki, przy czym zaledwie 2 proc. kosztów budowy mieszkania pokrywają najemcy (w ramach czynszu).