Pierwsza seria obligacji zapada w połowie maja. Ministerstwo Finansów musi oddać inwestorom 1,5 mld franków. Kolejna spłata jest w sierpniu – 375 mln franków. Do tego trzeba doliczyć koszty obsługi obligacji zapadających w następnych latach – jakieś 100 mln franków. Resort przyznaje, że ostatnie umocnienie franka do złotego oznacza, że całość będzie kosztowała więcej, niż zakładano, konstruując tegoroczny budżet. O ile? Ludwik Kotecki, główny ekonomista MF, mówi, że ten wzrost to ok. 0,2 proc. ogólnego limitu kosztów obsługi całego długu, który resort wyliczył na niespełna 32,3 mld zł. Przeliczając to na złote, droższy frank będzie kosztował państwową kasę dodatkowo ok. 65 mln zł.
Jednak Ministerstwo Finansów tak naprawdę nie musi się martwić. Główny ekonomista resortu zwraca uwagę, że zadłużenie we franku to tylko 2 proc. całości długu Skarbu Państwa.

A z pieniędzmi na jego droższą obsługę nie powinno być problemu. – Wyższy koszt będzie z łatwością zrekompensowany niższymi kosztami z innych tytułów, głównie spadku stóp procentowych na rynku krajowym oraz niższej realizacji potrzeb pożyczkowych w 2014 r. – mówi Ludwik Kotecki. A poza tym, dodaje, wykup długu w walutach obcych zwykle następuje ze środków walutowych, jakie ministerstwo zgromadziło wcześniej. A więc resort nie musi kupować franków za złote, tylko wykorzystuje franki pozyskane wcześniej, np. dzięki sprzedaży obligacji denominowanych w tej walucie.

Kotecki może mieć rację, gdy obstawia spadek kosztów obsługi długu emitowanego w kraju, bo po ubiegłotygodniowej decyzji Europejskiego Banku Centralnego rentowność polskich obligacji spadła do rekordowo niskiego poziomu. EBC zdecydował o rozpoczęciu od marca programu skupu aktywów, na który zamierza wydawać 60 mld euro miesięcznie. W piątek późnym popołudniem dochodowość papierów dziesięcioletnich wynosiła 2,085 proc, pięcioletnich – 1,73 proc. To najniższe poziomy w historii. Maciej Popiel, diler rynku obligacji w PKO BP, mówi, że nastroje wśród inwestorów są bardzo dobre, a trend jednoznaczny – duży popyt na obligacje, zwłaszcza z zagranicy, spycha ich rentowność w dół. Kupujących zachęcają m.in. wysokie realne stopy procentowe. Według Popiela nic nie wskazuje na to, aby sytuacja miała się zmienić w kolejnych miesiącach.

– Program EBC oznacza dopływ gotówki na rynek, bo bank centralny będzie przecież kupował papiery. Strumień tego pieniądza może wypłynąć poza strefę euro, a jednym z rynków, które najbardziej na tym zyskają, jest Polska – mówi Popiel. Według niego z punktu widzenia emitenta, jakim jest Ministerstwo Finansów, to warunki wymarzone.
– Obligacje na aukcjach już bardzo dobrze się sprzedają. Będą oszczędności w kosztach obsługi długu, skoro ministerstwo plasuje dług po niższych rentownościach – mówi diler.

Reklama

Mimo tej świetnej sytuacji na krajowym rynku MF nie przekreśla planów potencjalnych emisji za granicą. Czy również we franku szwajcarskim – resort nie chce składać jednoznacznych deklaracji. Ludwik Kotecki zwraca jedynie uwagę, że do tej pory sprzedaż obligacji na rynku szwajcarskim była traktowana jako uzupełniające źródło pozyskiwania środków, bez dużego znaczenia dla całego procesu finansowania potrzeb pożyczkowych budżetu. – Decyzje o emisji obligacji na danym rynku podejmowane są z punktu widzenia realizacji strategii zarządzania długiem w konkretnych, zmieniających się uwarunkowaniach, a więc przede wszystkim oceny oczekiwanego kosztu finansowania oraz związanego z nim ryzyka. Kurs walutowy jest jednym, ale nie jedynym, z czynników branych pod uwagę – mówi Kotecki.

>>> Czytaj także: Ekonomiści nas zwodzą? Zobacz, dlaczego ekonomia różni się od innych nauk