Argentyna zmagała się z największym w historii długiem w wysokości 100 mld dol. w 2001 roku - czytamy na portalu businessinsider.com. Doprowadziło to do zmiany relacji wartości peso do dolara, argentyńska waluta straciła do amerykańskiej 75 proc. wartości.

Następstwem tego było rozbicie gospodarki. PKB skurczyło się o 15 proc., inflacja wzrosła o 40 proc., a finanse gospodarstw domowych i firm zostały okaleczone. Do dzisiaj kraj jest odcięty od międzynarodowych rynków kapitałowych.

Jednak z pomocą międzynarodowych instytucji latynoamerykańskiemu państwu udało się powrócić na ścieżkę wzrostu.

Niektórzy ekonomiści twierdzą, że zadłużenie Grecji jest tak duże, że jedynym rozwiązaniem jest opuszczenie klubu wspólnej waluty. Czy powrót do nowej drachmy, tańszej o połowę od dolara, może być katalizatorem odbicia gospodarczego?

Reklama

- Istnieją podobieństwa pomiędzy Argentyną a Grecją. Zapaść systemu bankowego, niespłacalny dług oraz konieczność poprawy konkurencyjności – wylicza Barry Eichengreen, profesor ekonomii z Uniwersytetu Kalifornia. – Istnieją jednak powody by sądzić, że ponowne wprowadzenie własnej waluty i jej dewaluacja nie będą w przypadku Aten tak skuteczne jak w przypadku Buenos Aires – dodaje.

Wzrost wartości dolara o 30 proc. w latach 1999-2001 doprowadził niekonkurencyjności Argentyny na globalnych handlowych rynkach i ostatecznie zmusił bank centralny do rozluźnienia powiązania peso z amerykańską walutą. W Grecji problem z konkurencyjnością jest jeszcze głębiej zakorzeniony. Nawet 40 proc. spadek wynagrodzeń (od 2008 roku) nie był wystarczający, by pobudzić eksport.

Nasuwa się pytanie – jeśli tak duża „wewnętrzna” dewaluacja nie była w stanie zwiększyć greckiej konkurencyjności, dlaczego tak samo głęboka „zewnętrzna” (walutowa) miałaby to uczynić?

Argentyna, duży eksporter towarów, miała szczęście że jej waluta silnie osłabiła się akurat w momencie, w którym rozpoczął się światowy boom towarowego. Dostarczyło to bardzo korzystnych warunków handlowych, które pobudziły krajową konsumpcję i wystrzeliły eksport.

Na pewno nie będzie tak w przypadku Grecji. Tamtejsza gospodarka jest bowiem znacznie bardziej zamknięta, a jej oparcie na turystyce i żegludze nie wystarczy, bym dać taki impuls, jaki Argentynie dał wielki handlowy obrót.

>>> Polecamy: KE chwali greckie reformy. Ateny wywiązały się z obietnic

Dewaluacja a wzost

Historia pokazuje jednak, że dewaluacja waluty często wpływa na odbicie gospodarki. Realne PKB Rosji wzrosło w ciągu 5 lat w wyniku 75-proc. osłabienia rubla w 1998 roku o 40 proc. W Korei Południowej PKB poprawiło się w takim samym czasie o 30 proc., zaraz po tym jak won stracił w 1997 roku na wartości 45 proc., z kolei w przypadku Argentyny wzrost produktu narodowego wyniósł z tego samego powodu 25 proc.

Podobne, jednak mniej wyraźne trendy wystąpiły w Meksyku, Malezji i Tajlandii.

- Nie powinno się bagatelizować negatywnego szoku, jaki pojawia się w pierwszym roku od momentu dewaluacji. Na pewno będzie duży. Jednak proces osłabienia waluty prawie na pewno pociągnie za sobą wzrost gospodarczy i spadek bezrobocia. Poprawa na rynku pracy w Argentynie nastąpiła w ciągu roku i prawdopodobnie podobnie będzie w przypadku Aten – mówi Andrew Kenningham z Capital Economics.

Nawet jeśli Grecja wyjdzie ze strefy euro, to nie powinna opuszczać UE. Umożliwi jej to pozostanie beneficjentem netto finansowej pomocy publicznej.

Jednakże jeszcze ważniejsza jest tzw. luka popytowa (produktowa), czyli względna różnica pomiędzy rzeczywistym a potencjalnym PKB (odniesiona do poziomu potencjalnego PKB), która przekłada się zwykle na wzrost gospodarczy.

Im większa luka, występująca w okresie tuż przed dewaluacją waluty, tym silniejsze odbicie. Grecka luka popytowa jest ogromna, w tej chwil wynosi 13 proc. (według danych OECD).