W 1989 roku zaproszono mnie na konferencję ekonomiczną w Moskwie – wówczas w Związku Radzieckim, którą sponsorowały wspólnie radziecki instytut IMEMO (obecnie – Instytut Gospodarki Światowej i Stosunków Międzynarodowych im. Primakowa) oraz National Bureau of Economic Research [Krajowe Biuro Badań Ekonomicznych] z USA. Takie wspólne konferencje stanowiły część historycznego przełomu, będącego efektem odwilży w stosunkach USA z ZSRR.

Wydawało się, że ekonomiści radzieccy z entuzjazmem podchodzą do przestawienia kraju na gospodarkę rynkową, uderzyła mnie też otwartość, jaką okazywali w rozmowach, toczonych z nami podczas przerw na kawę czy przy kolacji. Znaczące było jednak, że na konferencji wyrażali oni poważne wątpliwości co do tego, czy ich społeczeństwo może w ogóle dopuścić do funkcjonowania wolnego rynku. Poszczególne działania rynku – mówili – będą przez społeczeństwo przyjęte jako błędne, nieuczciwe i nie do zniesienia.

Spotkałem się z jednym z młodszych ekonomistów z IMEMO, Maksymem Bojcko, i byłem pod wrażeniem jego szczerości i intelektu. Później, za prezydenta Borysa Jelcyna, został on wicepremierem i ministrem własności państwowej, opuścił rząd, zanim jeszcze do władzy doszedł Władimir Putin, a ostatnio przyjechał do USA, gdzie wykłada ekonomię na uniwersytetach: Harvarda i Browna. Prowadziliśmy wówczas ożywioną rozmowę. Mówiłem mu, że również wielu Amerykanów uważa, że kapitalistyczne praktyki są nieuczciwe. Czy więc rzeczywiście między obydwoma krajami istnieje różnica postaw?

Wyglądało na to, że nikt nigdy nie przeprowadził badań, dotyczących takich postaw. W 1989 roku można było to jednak zrobić. Z miejsca postanowiliśmy więc opracować staranne badanie ankietowe, porównujące podejście do wolnego rynku.

Reklama

Natrudziwszy się nad subtelnościami tłumaczenia i możliwymi skojarzeniami pobocznymi, które mogłyby powodować stronniczość odpowiedzi, osiągnęliśmy zestaw kwestionariuszy, które zarówno po rosyjsku, jak i po angielsku były naprawdę identyczne. W 1990 roku kierowaliśmy (z pomocą ukraińskiego eksperta, Władimira Koroboja) badaniami prowadzonymi w Nowym Jorku i w Moskwie, a ich wyniki w 1991 roku opublikowaliśmy w „American Economic Review” i w 1992 roku – w wydawanym przez IMEMO czasopiśmie „MEIMO”.

Ustalone przez nas różnice w postawach wobec wolnego rynku były często małe i w kategoriach autorytaryzmu i demokracji trudno je było wyjaśnić. Zadaliśmy na przykład pytanie: „W święta, gdy jest duży popyt na kwiaty, ich ceny idą zwykle w górę. Czy takie podnoszenie cen jest ze strony sprzedawców kwiatów uczciwe?” . Zgodnie z przewidywaniami ekonomistów z IMEMO, większość (66 proc.) odpowiadających na to pytanie w Moskwie uważała, że to nieuczciwe. Ale była też niespodzianka: w Nowym Jorku uzyskaliśmy dokładanie taki sam wynik (68 proc. uznało, że to nieuczciwe).

W zeszłym roku postanowiliśmy więc sprawdzić, czy te podobieństwa między Moskwą i Nowym Jorkiem utrzymują się i obecnie, czy może w Rosji – z uwagi na odżycie autorytaryzmu – podejście do rynku stało się bardziej negatywne. W 2015 roku w obydwu miastach rozprowadziliśmy identyczne ankiety. Ich wyniki przedstawiliśmy w styczniu tego roku na walnym zgromadzeniu American Economic Association.

Jeśli chodzi o pytanie o kwiaty, to w Moskwie stwierdziliśmy minimalną zmianę postaw (67 proc. stwierdziło, że podnoszenie cen w święta jest nieuczciwe). W Nowym Jorku natomiast opinia publiczna stała się trochę bardziej prorynkowa (za nieuczciwe uznało podnoszenie cen 55 proc.).

Wraz z Maksymem Bojcko postanowiliśmy, żeby w badaniu z 2015 roku sprawdzić postawy wobec samej demokracji. Na szczęście udało się nam znaleźć badania, przeprowadzone w 1990 roku przez politologów Jamesa Gibsoba, Raymonda Ducha i Kenta Tedina (dalej – GDT), podczas których ankietowanym w Moskwie zadawano pytania sformułowane tak jak nasze, tzn. posługujące się dawnymi hasłami do oceny wartości podstawowych. Choć ich praca nie obejmowała porównań z Nowym Jorkiem, myśleliśmy, że w 2015 roku je dodamy.

To zadziwiające, ale większość wyników dotyczących wartości demokratycznych nie wspiera tezy, że Rosjanie wolą silny, autorytarny rząd. W 1990 roku zespół GDT zapytał na przykład respondentów, czy zgadzają się ze stwierdzeniem: „Prawo powinno chronić prasę przed szykanami ze strony rządu” . W 1990 z tym stwierdzeniem nie zgodziło się tylko 2 proc. W 2015 roku takich osób było już znacznie więcej (20 proc.), co sugeruje schyłek wartości demokratycznych. Prawdziwa niespodzianka spotkała nas jednak w Nowym Jorku: „nie zgadzam się” odpowiedziało 27 proc. Wygląda na to, że wolność prasy cieszy się dziś wśród Nowojorczyków poparciem słabszym niż wśród Moskwian!

Największa różnica między Moskwą a Nowym Jorkiem dotyczy zawartego w badaniach GDT stwierdzenia: „Lepiej żyć w społeczeństwie, gdzie panuje surowy porządek, niż zezwalać ludziom na aż taką wolność, że może to przynieść społeczeństwu szkody”. W 1990 oku zgodziło się z nim 67 proc. Moskwian, a w 2015 roku – 76 proc., gdy w Nowym Jorku (też z 2015 r.) tylko 36 proc. Być może to ważne, ale stanowi odizolowany przypadek – to największa w całym badaniu różnica między Moskwą a Nowym Jorkiem.

Choć więc różnice istnieją, to – ogólnie biorąc – wyniki badań nie stanowią silnego uzasadnienia opinii, że ostatnie wydarzenia można prosto wyjaśnić w kategoriach mocno zakorzenionych postaw wobec wolnego rynku czy autorytaryzmu. Błędem jest spisywanie Rosjan na straty jako zasadniczo różniących się od ludzi Zachodu. W 1990 roku doszliśmy do wniosku, że rosyjski charakter narodowy nie stanowi przeszkody w tworzeniu w Rosji gospodarki rynkowej – i okazało się, że mieliśmy rację. Mamy nadzieję, że będziemy ją mieć i tym razem – i że charakter narodowy nie przeszkodzi temu, by Rosja stała się kiedyś społeczeństwem prawdziwie demokratycznym.

Robert Shiller, laureat ekonomicznej nagrody Nobla w 2013 roku, jest profesorem ekonomii w Yale University i współautorem, wraz z George’em Akerlofem, książki „Phishing for Phools: The Economics of Manipulation and Deception”. [Łapanie naiwnych: ekonomia manipulacji i zwodzenia].