Uczestnicy protestu ubrani na czarno – głównie młode kobiety, ale też mężczyźni i osoby starsze - zebrali się na placu Lecha Kaczyńskiego. Tam wiele osób podchodziło do mikrofonu, aby wyrazić swój pogląd. Mówcy podkreślali, że nie są zwolennikami aborcji, ale chodzi im o prawa kobiet.

"Nikt nie będzie uprawiał seksu i się skrobał na prawo i lewo. Nie o to chodzi. Chodzi o prawo wyboru. W tej ustawie nieważne są dzieci, ale jej autorom chodzi o władzę nad kobietami" - powiedziała jedna z przemawiających kobiet.

Inne opowiadały o własnych przeżyciach. "Urodziłam czworo dzieci, mimo że przy każdej ciąży byłam pytana, czy chcę aborcji. O to chodzi, żeby był wybór. Nie trzeba wprowadzać restrykcyjnych praw, bo to stwarza możliwość nadużyć" – mówiła jedna z pań.

"Moja siostra poroniła. Wiem, jak cierpiała. Nie zgadzam się, aby ktoś w takiej sytuacji wchodził z butami w jej życie" - powiedziała inna kobieta.

Reklama

"Księża mają wolny wybór. Wybrali celibat. Ja też chcę mieć wybór" – dodała młoda dziewczyna.

Protestujący trzymali transparenty z napisami: "Zatrzymajmy piekło kobiet", "Chcemy lekarzy nie misjonarzy", "Nie urodzicie za mnie, nie decydujcie za mnie", "Poza macicą mam też mózg". Skandowały: "Chcemy kochać nie umierać", "Moje sumienie moja sprawa", "Wasza ustawa łamie nasze prawa".

Przeszły przez centrum Lublina na Plac Łokietka. Tam ustawione były namioty partii Razem, Nowoczesnej, PO oraz KOD-u, w których zbierano podpisy pod apelem do prezydenta Andrzeja Dudy.

"Musimy razem, niepodzieleni, stanąć w obronie praw kobiet. Podpisujcie list do Andrzeja Dudy, niech to będzie nasz masowy protest" – apelowała Joanna Mucha (PO).

Kobiety zwracają się w apelu do prezydenta, aby "jako strażnik Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej" podjął działania w celu ochrony praw kobiet. W apelu przywołany jest art. 33 Konstytucji RP mówiący o równych prawach mężczyzn i kobiet w życiu rodzinnym, politycznym, społecznym i gospodarczym.

"Tymczasem kobiety w Polsce (…) czują się dyskryminowane (…). Jest to wyraźnie widoczne zwłaszcza dziś, gdy polski Sejm chce ubezwłasnowolnić kobiety i sprowadzić je do biernej roli istot rodzących dzieci: z gwałtu, kalekie, niechciane, zagrażające życiu i zdrowiu kobiety" – napisano w apelu.

Według autorów apelu, proponowane zmiany przepisów "przyniosą wiele osobistych tragedii i fatalne skutki demograficzne". "Nierówność, dyskryminacja, upokorzenie, cierpienie, na jakie będzie skazywać Polki projektowana ustawa, nie mają sobie równych w cywilizowanych krajach. To prawdziwe barbarzyństwo, które zostanie potępione przez opinię światową" – napisano w apelu.

Mucha podkreśliła, że ten protest łączy wiele środowisk - zarówno tych, którzy chcą utrzymania obowiązującego prawa, tzw. kompromisu aborcyjnego, jak i tych, którzy chcą liberalizacji obowiązującej ustawy aborcyjnej. "Polki się zagotowały. Bo nie można akceptować sytuacji, w której odbiera się nam podstawowe prawa i zmusza się nas do heroizmu" – powiedziała dziennikarzom.

Magdalena Długosz z partii Razem podkreśliła, że protesty w różnych formach trwają od półtora tygodnia w wielu miejscach Polski. "My jesteśmy tu po to, żeby pokazać, że ten strajk będzie trwał, jeśli posłowie nie będą słuchać głosu kobiet, jeśli będą robić zakusy na naszą wolność, na naszą godność, na nasze zdrowie, to będziemy protestować" – powiedziała.

23 września Sejm skierował do dalszych prac w komisji projekt komitetu "Stop aborcji" przewidujący bezwzględny zakaz aborcji. Posłowie odrzucili natomiast projekt liberalizujący przepisy aborcyjne przygotowany przez komitet "Ratujmy kobiety".

W reakcji na te decyzje posłów w sobotę przed Sejmem odbył się "Czarny protest" pod hasłem "Żarty się skończyły!", a w poniedziałek akcję protestacyjną przeciwko zaostrzeniu przepisów aborcyjnych zorganizowano w wielu miastach Polski. (PAP)