Czechy spadły z trzeciej na piątą pozycję wśród największych odbiorców polskiej żywności.
W ubiegłym roku eksport artykułów rolno-spożywczych do Czech osiągnął wartość ponad 1,4 mld euro – wynika ze wstępnych danych Ministerstwa Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej. Był o 11,7 proc. mniejszy niż rok wcześniej. W rezultacie Czechy jako odbiorca spadły z trzeciego miejsca, ustępując Niemcom, Brytyjczykom, Holendrom i Włochom. To już drugi rok z rzędu w trendzie spadkowym.
W ubiegłym roku w eksporcie do Czech najbardziej skurczyła się sprzedaż oleju. Była o ponad 174 mln euro skromniejsza niż w roku poprzednim. Zmniejszyła się z ponad 290 tys. ton do 59 tys. ton. – Ten gigantyczny spadek to głównie wynik uszczelnienia rynku w zakresie VAT. Do 2016 r. sprzedaż zagraniczna tego produktu była fikcyjnie napędzana przez oszustów. Potrafili kilkakrotnie przewieźć przez granicę ten sam ładunek z olejem, by wyłudzić VAT – ocenia Adam Stępień, dyrektor generalny Polskiego Stowarzyszenia Producentów Oleju.
Jest też prawdopodobne, że spadek eksportu części produktów do Czech wynikał z dużego wzrostu ich cen na rynkach światowych. – Zamiast do południowego sąsiada trafiały one do innych krajów, gdzie można było uzyskać wyższe marże – twierdzi prof. Andrzej Kowalski, dyrektor Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej. Tak mogło być w przypadku produktów mleczarskich i jaj.
Ale kurczenie się eksportu jest też spowodowane negatywną kampanią wymierzoną w naszą żywność. Rozpoczął ją w 2013 r. Andrej Babiš, wówczas minister finansów, a zarazem właściciel koncernu Agrofert. Podczas jednego z telewizyjnych programów odmówił spróbowania polskiej kiełbasy – mówiąc: „nie jem tego waszego gówna”.
Reklama
– Ta negatywna kampania trwa już kilka lat. Włączyły się w nią rządowe służby kontroli żywności, które do czeskich sklepów wchodzą z gotową listą polskich towarów. Z półek wybierają tylko te z kończącą się datą ważności, aby badania laboratoryjne wypadły gorzej – mówi Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności. Potem informacja o takich produktach jest umieszczana w internecie.
W Czechach funkcjonuje lista tzw. produktów niebezpiecznych, zafałszowanych i o niewystarczającej jakości. Państwo zbudowało własny system oceny, konkurencyjny wobec ogólnoeuropejskiego RASF. Czeski jest niezgodny z prawem unijnym, w którym nie ma pojęcia „produkt o niewystarczającej jakości”.
Przedsiębiorcy, których produkty trafią na tą listę, nie mają możliwości odwołania się. Czeska Inspekcja Handlowa nie informuje, na jakiej podstawie podjęła decyzję o zamieszczeniu na niej wyrobu. Nie chce też okazywać przebadanych próbek ani przyjmować reklamacji.
Problemy mają producenci czekolady i innych produktów spożywczych zawierających kakao. Eksport tych artykułów wzrósł z 53 mld euro w 2014 r. do 96 mln euro w 2016 r. Ale w zeszłym roku spadł do 49 mln euro. – Polskie słodycze przebiły się na czeskim rynku. Za jakością szła atrakcyjna cena. Co zaczęło przeszkadzać lokalnym producentom oraz władzy i przerodziło się w praktyki dyskryminacyjne – twierdzi Marek Przeździak, prezes Polbisco, Stowarzyszenia Polskich Producentów Wyrobów Czekoladowych i Cukierniczych. – Nasze firmy w przeciwieństwie do czeskich w opisie produktu zaznaczają, że może zawierać śladowe ilości alergenów, na przykład orzechy. Zrobiono z tego użytek, podkreślając, że nawet nasi producenci przyznają, że ich wyroby mogą być szkodliwe. A czeskie nie są, bo nie zawierają alergenów – mówi Przeździak.
Spadek eksportu do Czech nie zahamował jednak wzrostu ogólnej sprzedaży polskich produktów rolno-spożywczych na rynkach zagranicznych. W ubiegłym roku była ona o 12,3 proc. większa niż w roku poprzednim i przekroczyła 27 mld euro. A od czasu wstąpienia Polski do UE zwiększyła się ponad pięciokrotnie

Za granicę sprzedajemy mało dynamicznie

W pierwszym miesiącu tego roku import rósł ponad dwa razy szybciej niż sprzedaż naszych towarów na rynkach zagranicznych. W styczniu eksport osiągnął wartość 16,5 mld euro. Był tylko o 4,8 proc. wyższy niż przed rokiem, podczas gdy w całym ubiegłym roku urósł o 10,2 proc. – wynika ze wstępnych danych GUS. – To trochę zaskakujący wynik. Oczekiwaliśmy, że dynamika eksportu będzie podobna do ubiegłorocznej. Tym bardziej, że produkcja przemysłowa rosła w tym czasie dość szybko, ponieważ zwiększyła się o 8,6 proc. – mówi Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium.
Dodaje, że na wynik eksportu mogła wpłynąć stosunkowo wysoka baza odniesienia, gdyż od dłuższego już czasu nasza sprzedaż na rynkach zagranicznych rosła dość szybko. Zastrzega, że jeden miesiąc jeszcze niczego nie przesądza, ponieważ dane GUS będą jeszcze korygowane wraz z napływem dokumentów celnych.
Z danych GUS wynika również, że w styczniu sprowadziliśmy z zagranicy towary za 17 mld euro – o 10,9 proc. więcej niż przed rokiem.

>>> Polecamy: Etatowa Polska. W zeszłym roku powstała rekordowa liczba miejsc pracy