Recytujesz slogany ze sztabu Bronisława Komorowskiego sprzed dwóch lat.

Nie, nie, ja nie byłem i nie jestem w niczyim sztabie wyborczym.

Mówię o tonie wypowiedzi, nie o twojej przynależności.

Ale ja się generalnie z tobą zgadzam. To jest to samo, co stało się w Ameryce – elita zlekceważyła resztę społeczeństwa. Mówiłem to wiele razy. Kto jest odpowiedzialny za Trumpa? Właśnie Obama, który pogardzał redneckami i oni to wiedzieli. W pewnym momencie powiedzieli więc „Hej, ty, FY!”, bo czuli na każdym kroku pogardę elity. Ale w Polsce…

Reklama

Było to samo. Chłopaczek pyta Komorowskiego, co ma zrobić jego siostra, która nie ma mieszkania, a on proponuje „zmienić pracę i wziąć kredyt”.

A czy ja mówię, że nie było tej pogardy? Była. Nie okazano szacunku wielkiej grupie ludzi, która w rewanżu nie okazuje teraz szacunku tym pierwszym. Zamiast jednego, zjednoczonego wokół etosu obywatelskiego narodu zrobiły się w Polsce dwa plemiona. Wiesz, czego mi w Polsce brakuje? Kultury kompromisu. Dzisiaj nie jest już możliwy 1989 r. Wtedy wybór był taki: pozabijać ich albo się z nimi dogadać. Pozabijać się nie dało, więc się dogadali. Teraz takie kompromisy nie są możliwe.

Emocje są tak wielkiej, że trudno o porozumienie.

To nie tylko emocje. Do kompromisu najbardziej zdolna jest klasa średnia, której tu wciąż nie ma.

Nie masz poczucia, że to wszystko kładzie się cieniem na twoim sukcesie polskiej prywatyzacji?

Nie, bo ja nie tworzyłem polityki społecznej, tylko brałem udział w tworzeniu nowej ekonomii, podwalin demokracji rynkowej. Mówię o demokracji rynkowej, bo demokracja nie może istnieć bez rynku, bez własności prywatnej. W końcu ostoją praw obywatelskich jest własność prywatna, ale nie tylko materialna, lecz także prawo do własnych poglądów i wolność ich wyrażania.

Będziemy, jak widzę mówić o wszystkim, tylko nie o bilansie prywatyzacji.

Bo ja dałem tylko jej prawne podstawy i nie odpowiadam za to, co z nią zrobiono później.

Wygodna pozycja. Przypisujesz sobie wszystko, co się udało, a jak nie wyszło, to „Sorry, chłopaki, trzeba było pilnować”.

Ja nie jestem i nie byłem politykiem.

Rozejrzyj się po własnym gabinecie – jesteś na zdjęciach ze wszystkimi politykami polskimi.

Bo oni wszyscy chcą się przy mnie ogrzać, ja za nimi nie biegam. Ewidentnie każdy chce się przyznać, że zna Lejba Fogelmana, bo to jakoś uwiarygadnia. To pewnie ma związek z moim żydostwem, bo skoro znam Lejba, to jest to dowód na to, że jestem tolerancyjny, nie jestem antysemitą. W każdym razie ja nie biegam za politykami, ja ich nie potrzebuję.

Oj, bardzo ich potrzebujesz.

A do czego?

A do interesów.

Jakie ja mam interesy z politykami?

Przez dwie dekady robiłeś w Polsce prywatyzacje, o których decydowali politycy.

Ale ja je robiłem nie od strony rządu, a od strony kupców.

Całość rozmowy w weekendowym wydaniu Magazynu Dziennika Gazety Prawnej.