Członek NATO nie jest uzależniony od rosyjskiego gazu w większym stopniu niż w czasie zimnej wojny – pisze w felietonie dla Bloomberga Leonid Bershidsky.

Prezydent Donald Trump dostrzega wyraźny związek pomiędzy amerykańskimi gwarancjami bezpieczeństwa w ramach NATO oraz handlem USA z państwami członkowskimi sojuszu, w szczególności jeśli chodzi o sprzedaż skroplonego gazu ziemnego do Niemiec. Prawdopodobnie nie zmieni jednak rzeczywistych niemieckich potrzeb i planów energetycznych.

Podczas środowego szczytu NATO w Brukseli Trump powiedział, że Niemcy są „całkowicie kontrolowane” przez Rosję, która zaopatruje część amerykańskich sojuszników w energię. - Powinniśmy więc chronić was przed Rosją, ale oni (Niemcy – przyp. red.) płacą jej miliardy dolarów i uważam, że jest to bardzo niewłaściwe – powiedział. – Niemcy są niewolnikami Rosji, ponieważ pozbyli się swoich elektrowni węglowych, pozbyli się elektrowni jądrowych. Pozyskują tak dużo ropy i gazu z Rosji. Myślę, że to jest coś, co musi dostrzec NATO – dodał.

Jak wiele twierdzeń Trumpa, to jest również faktycznie mgliste. Dzisiejsze Niemcy nie są egzystencjalnie uzależnione od importu gazu ziemnego, w szczególności z Rosji. Nie stały się też bardziej „zniewolone”. Zwiększyły zamiast tego udział energii odnawialnej w swoim miksie energetycznym.

Niemcy nie są już tak uzależnione od rosyjskiego gazu jak w okresie zimnej wojny, kiedy nikt nie wątpił w ich lojalność wobec amerykańskich interesów oraz zaangażowanie USA w ich ochronę. Rosja odpowiada za około 40 proc. niemieckiego importu gazu, ale w latach 80. odsetek ten był nawet wyższy (wynosił nawet 50 proc. – przyp. red.).

Reklama

Prawdą jest, że Niemcy stopniowo wycofują się z energii jądrowej i węgla. Ale nie jest możliwe, by import gazu z Rosji pokrył całkowity ogromne niedobory – około połowy całkowitego niemieckiego zapotrzebowania na energię – jakie całkowita rezygnacja ze wspomnianych źródeł może wywołać. Rosja nie ma odpowiedniej przepustowości, by eksportować tak dużo surowców, nawet przy uwzględnieniu Nord Stream 2, planowanego gazociągu, który Trump ostro skrytykował. Rurociąg może potencjalnie zwiększyć rosyjski eksport o 55 mld m3; w zeszłym roku Rosja dostarczyła do Niemiec 53,4 mld m3. Byłby to duży wzrost, ale i tak nie uczyniłby Niemiec „niewolnikiem” Rosji: kraj ten potrzebowałby czterokrotnie więcej gazu niż zużywa obecnie, żeby w pełni zastąpić węgiel i energię jądrową.

Niemiecki rząd doskonale zdaje sobie sprawę, że potrzebuje innych źródeł gazu, z Rosji czy skądkolwiek. LNG z Zatoki Perskiej i USA jest jednym ze źródeł. Holenderska firma Gasunie planuje wybudować do końca 2022 roku w mieście Bransbuttel nad Łabą pierwszy terminal LNG w tym kraju. Niemcy mogą także importować LNG przez terminale w Polsce i Belgii, które znajdują się blisko ich granic. Jednak w tym momencie LNG z USA jest o około 20 proc. droższe od rosyjskiego gazu. To rynek kupującego, na którym Niemcy będą w stanie zdywersyfikować swoje źródła energii tak bardzo, jak będą chciały.

Nawet jeśli różnica w cenie nie zmniejszy się wraz ze wzrostem eksportu LNG z USA, i nawet pomimo planowanego wzrostu importu z Rosji, Niemcy będą musiały prawdopodobnie kupować amerykański LNG, ponieważ nie będą miały innego sposobu na całkowite odejście od węgla. Ale zakupy od USA nie byłyby jakąkolwiek zapłatą za amerykańską ochronę. Kanclerz Angela Merkel po raz kolejny powtórzyła w środę, że Niemcy robią wystarczająco dużo jako członek NATO. Biorą udział w wojskowych operacjach prowadzonych przez USA, na przykład w Afganistanie, gdzie mają duży wkład. Niemcy ponoszą też znacznie wyższe niż USA koszty sankcji nałożonych na Rosję. Niemiecki eksport do Rosji spadł od 2012 roku (szczytowego okresu) o około 40 proc.

Dodajmy do tego niemalże jednomyślność Niemców w sprawie braku zaufania do Trumpa i stanie się jasne, dlaczego jest mało prawdopodobne, by ugięli się pod jego naciskiem. Jeśli już, to jego gniewne uwagi utrudnią rządowi Merkel pójście na ustępstwa w takich sprawach jak zwiększenie wydatków na obronność. Jeszcze mniej prawdopodobne jest, że kanclerz wycofa się z wcześniej podjętych decyzji i zastopuje Nord Stream 2.

- Nie jesteśmy niewolnikami, ani Rosji ani USA – powiedział reporterom w Brukseli minister spraw zagranicznych Niemiec Heiko Maas. Jesteśmy jednym z gwarantów wolnego świata i tak pozostanie – dodał.

Postawa ta gwarantuje, że wzrośnie rozdrażnienie Trumpa i można oczekiwać, że uderzy on w Niemcy bardziej restrykcyjnymi importowymi cłami. Mógłby także nałożyć sankcje na europejskie firmy – francuskie Genie, austriackie OMV, holendersko-brytyjskie Shell czy niemieckie Uniper oraz Wintershall, które finansowały Nord Stream 2. Jednak mało prawdopodobne jest, by zaprowadziło go to gdziekolwiek: poddanie projektu byłoby dla niemieckiego rządu politycznym samobójstwem i zaszkodziłoby europejskiej jedności. Jeśli sankcje zostaną nałożone, to niemiecki eksport zaabsorbuje szkody, a rosyjski eksporter gazu ziemnego (Gazprom) już obiecał przejąć finansowanie gazociągu.

Dzisiejsze Niemcy nie są może szczególnie asertywną potęgą, ale są gotowe zapłacić za możliwość podejmowania własnych decyzji. Trump niedługo dowie się, że zastraszanie jest kontrproduktywne, nawet jeśli nie zależy mu na utrzymaniu długoterminowych sojuszników.

>>> Czytaj także: Jak będzie wyglądał świat zdominowany przez Chiny? Wartości Zachodu same się nie utrzymają