Prezes zaprosił na rozmowy na godz. 13, jednak spotkanie z pracownikami biorącymi udział w pikiecie rozpoczęło po jej zakończeniu, ok. godz. 9.

Od ubiegłej środy zarząd spółki codziennie spotyka się z pracownikami, by rozmawiać o sytuacji w spółce, w tym również finansowej, a także odpowiadać na ich pytania, m.in. związane z samozatrudnieniem czy wynagrodzeniem.

"Zapraszam również dziś na godzinę 13. wszystkich współpracowników i pracowników spółki, żeby weszli do firmy i żebyśmy zaczęli rozmawiać ze sobą. Będziemy rozmawiać o wszystkim, o czym państwo będziecie chcieli. Jesteśmy po to, żeby państwa wysłuchać" - powiedział Milczarski, który przyszedł do pikietujących przed siedzibę spółki w Warszawie.

"Przyszedłem tutaj wysłuchać państwa, tak jak wysłuchiwaliśmy państwa uwag i spostrzeżeń przez dwa lata. Głęboko wierzę w to, że mimo różnic, jakie są między nami, z całego serca chciałbym, by zapanował pokój i byśmy zaczęli ze sobą rozmawiać" - powiedział Milczarski. Słowa prezesa zagłuszane były przez pikietujących, którzy krzyczeli m.in. "konstytucja", "dość łamania praw", "chcemy godnej pracy" i "oddaj premię".

Reklama

Faktycznie takie spotkania odbywają się - potwierdziła szefowa największego w LOT Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego Monika Żelazik - ale polegają one na tym, że prezes wygłasza monolog, z którego nic nie wynika.

"Nie liczę na konkretne zmiany. Będzie to dalej rozmowa pozorowana. My, jako związek zawodowy, nie zostaliśmy zaproszeni. Zaproszeni zostali tylko pracownicy na rozmowy z zarządem (...) oczekujemy konkretnego dialogu" - powiedziała Żelazik.

Przewodniczący związku zawodowego pilotów komunikacyjnych w PLL LOT Adam Rzeszot powiedział PAP, że jego obowiązkiem jako przewodniczącego jest udział w tej rozmowie. Powiedział, że wierzy w to, że tym razem będzie ona bardziej konkretna.

"Przyzwolenia na taką działalność i próby zastraszania personelu latającego, nie będą akceptowane przez związki. Musi pan to zmienić, to jest ostatnia chwila, wczorajszą decyzją przesunięcia akcji strajkowej daliśmy panu czas (...) mam nadzieję, że zdrowy rozsądek i odpowiedzialność za firmę spowoduję, że pan wycofa się z niektórych decyzji i to prawie natychmiast " - mówił Rzeszot zwracając się podczas pikiety do prezesa Mielczarskiego.

Rzeszot podkreślił, że wtorkowy protest nie jest protestem tylko pilotów, czy personelu pokładowego. "To jest protest wszystkich pracowników, zatrudnionych w LOT. To świadczy o skali niezadowolenia. Idziemy z wiarą, że wreszcie nastąpi przełom. To spotkanie będzie pierwszym konkretnym spotkaniem. Pójdę na nie, jako przewodniczący związku pilotów" - powiedział Rzeszot. Dodał, że sam strajk jest "przesunięty w czasie".

Pracownicy LOT podczas pikiety domagali się m.in. likwidacji umów śmieciowych, zwracali uwagę, że podczas, gdy nie ma pieniędzy na podniesienia wynagrodzeń dla załogi, zarząd dostał 2,5 mln zł premii. "To nie zarząd przyznał sobie premię, zgodnie z ustawą nagrody przyznają stosowne organy, w naszym przypadku jest to rada nadzorcza. Wysokość wynagrodzeń jest ustalona ustawowo (...) jest to zgodny z prawem element wynagrodzenia, na który zarząd nie ma wpływu - tłumaczył Milczarski.

Osią sporu między związkami zawodowymi w LOT a władzami spółki jest wypowiedziany w 2013 roku regulamin wynagradzania z 2010 roku. LOT wówczas stanął na krawędzi bankructwa i musiał przeprowadzić restrukturyzację. Spółka otrzymała pomoc publiczną, którą notyfikowała Komisja Europejska. Stare zasady dot. wynagrodzeń zostały zastąpione nowymi, ramowymi - zdaniem związków - mniej korzystnymi dla pracowników. Obecnie płace zależą m.in. od wylatanych godzin.

Związki zawodowe krytykują też władze spółki, że nowi pracownicy, np. stewardesy, nie są zatrudniani na umowy o pracę, tylko na umowy cywilnoprawne lub prowadzą jednoosobową działalność gospodarczą

Wcześniej do zebranych przemówił przewodniczący OPZZ Jan Guz, wyrażając poparcie dla protestujących. W pikiecie uczestniczył również ksiądz, który odprawił nabożeństwo i pobłogosławił protestujących. W nabożeństwie uczestniczył także prezes spółki.

"Warto się skupić nad tym, by wspólnie budować wartość tej firmy. To, że my nie jesteśmy spełnić tych oczekiwań, które liderzy związkowi formułują, to nie jest kwestia złej woli czy chciwości, ale kwestia odpowiedzialności. Funkcjonujemy w biznesie, który ma wymiar globalny, jesteśmy narażeni na globalną konkurencję, musimy mieć rezerwy finansowe w wysokości co najmniej 20 proc. rocznego obrotu. (...) Przyszliśmy do tej firmy, by ją uratować, wydobyć ją z bardzo trudnej sytuacji" - tłumaczył dziennikarzom Milczarski przed rozpoczęciem pikiety.

Pikietujący zebrali się we wtorek rano o godzinie 6. Przyszło na nią około 100 osób, głównie piloci i personel pokładowy ubrany w mundury służbowe. Pikieta zakończyła się ok. 8.30.

Jak powiedział we wtorek rano dyrektor biura komunikacji korporacyjnej LOT Adrian Kubicki, wszystkie rejsy PLL LOT tego dnia odbędą się zgodnie z planem, pikieta pracowników spółki nie wpłynie na rozkład lotów narodowego przewoźnika.

>>> Czytaj też: Chińskie fabryki monitorują emocje robotników czujnikami fal mózgowych