Pół miliona osób protestowało w piątek w Barcelonie. Również w weekend dochodziło do zamieszek między zwolennikami oderwania Katalonii od Hiszpanii a siłami policyjnymi. Niespokojnie było też poza samą Barceloną – m.in. w Gironie, Tarragonie, Sabadell i Lleidzie. Od niemal tygodnia są organizowane protesty przeciw decyzji Sądu Najwyższego, który skazał na wieloletnie kary więzienia liderów ruchu separatystycznego organizujących w 2017 r. referendum niepodległościowe w regionie.
Sceną gwałtownych starć z policją w piątek stała się jedna z głównych ulic Barcelony – równoległa do popularnej La Rambli via Laietana. Kilkaset metrów od niej odbywał się pokojowy protest zwolenników secesji. Siły porządkowe do pacyfikowania demonstracji na Laietanie używały m.in. armatek wodnych. W piątek – po pięciogodzinnej, regularnej bitwie ulicznej – udało im się wyprzeć z niej protestujących i ugasić podpalane przez nich barykady.
– Autorzy przemocy w Katalonii powinni zostać osądzeni z całą surowością – komentował urodzony w stolicy kraju Basków Bilbao socjalista, szef MSW Hiszpanii Fernando-Grande Marlaska. Jego resort stworzył listę 400 osób, które stanowią najbardziej aktywną grupę wśród demonstrujących. To one mają stać za podpalaniem barykad i walkami z policją. 100 z nich zatrzymano. Jak twierdzi Marlaska, wielu to nieletni.
Zwolennicy secesji przekonują z kolei, że za eskalację przemocy odpowiada policja. Świadkowie weekendowych starć twierdzą, że dopuściła się ona nadużycia uprawnień, a przemoc była nieadekwatna do sytuacji. Jako dowód podają przykłady pobicia przypadkowych osób, np. starszego mężczyzny, który próbował gasić jedną z barykad. Policja z kolei podaje przykład próby oblania kwasem solnym jednego z funkcjonariuszy.
Reklama
Od piątku w Katalonii trwa strajk generalny ogłoszony przez lokalne centrale związkowe. Z doniesień agencji prasowych wynika, że wstrzymano m.in. produkcję w fabryce Seata. Zapowiedziano również utrudnienia na kolei i w funkcjonowaniu metra w Barcelonie oraz lotniska El Prat. ©℗