Niemniej można zapytać, czy mitologizowanie znaczenia konstytucji w kraju, w którym z różnych historycznych powodów prawo uważa się za nieusprawiedliwione ograniczenie ludzkiego dobrobytu, ma przyszłość. Ilu z nas uważa za fundament wolności, by jechać autem „ponad” przepisami, podejmowanie zobowiązań finansowych na niby i ogłaszania konkursów, których wynikiem nie trzeba się przejmować? Często odwołujemy się w takich debatach do przykładu Ameryki. Tyle że w USA jest całkiem inaczej niż u nas. Konstytucja amerykańska powoływała do życia republikę opartą na trójpodziale władz, a prezydent został obdarzony władzą wykonawczą. Sąd federalny złożony z sędziów mianowanych dożywotnio (nieodwoływalnych) został pomyślany jako nadwładza. Konstytucja USA z 1787 r. właściwie zachęcała do konfliktów o kompetencje poszczególnych władz oraz sporów stanów z rządem centralnym. Zadziwia nie tyle jej treść, ile to, że jej zasad powszechnie przestrzegała elita polityczna, bo jednak, przez długi czas, bała się rozpadu kraju i wolała już iść za przepisami prawa. To znowu nie nasz przypadek, także w 2019 r.
Nie jesteśmy Amerykanami. Na dobre i na złe jesteśmy narodem, którego poczucie sprawiedliwości oddaje kultowy cytat z filmu „Sami swoi”. Zmienimy się w „naród konstytucyjny”? I to dzięki PiS, a nie dzięki opozycji wobec PiS? ©℗