Rzecznik Episkopatu słusznie zganił urządzanie w Polsce Halloween, co nie było łatwe, bo na każdą taką wypowiedź czyhają kościołofobi i polakożercy, aby wspólnie krzyczeć o nacjonalistyczno-katolickim zaścianku. Słusznie też pokazał akcję promująca pozytywne i radosne nastawienie. Czy łatwo podzielić jego entuzjazm, kiedy pośród atrakcji wymienia nie tylko bale i orszaki świętych, lecz także procesje i nabożeństwa, to inna sprawa.
Jak się okazało, jestem jeszcze bardziej zabetonowanym Polakiem-katolikiem niż członkowie Episkopatu. Nie pojmuję bowiem, jak to się stało, że poczciwa akcja wspierająca polskie dobre tradycje musi mieć angielską, by nie powiedzieć wprost, amerykańską nazwę… Święty nie może wygrać po polsku? ©℗