Amerykanie odczuliby pewien wpływ takiego ruchu, bo Meksyk jest drugim po Kanadzie odbiorcą towarów ze Stanów Zjednoczonych. Tylko od stycznia do listopada ub.r. firmy z USA sprzedały tam towary o wartości 211,8 mld dol. Na południe od Rio Grande trafiło w tym okresie 15,9 proc. eksportu Stanów Zjednoczonych.

Jednak w strukturze eksportu USA odgrywają znacznie ważniejszą rolę dla Meksyku niż na odwrót. W 2015 r. do Stanów trafiło aż 81,1 proc. meksykańskiego eksportu. Waszyngton, chociaż ma ujemny bilans handlowy z południowym sąsiadem, ma więc w ręku poważne argumenty. Jeśli dojdzie do wojny handlowej między oboma krajami, Meksyk ma więcej do stracenia niż USA. Przynajmniej gospodarczo.

Wzajemne relacje nie ograniczają się tylko do handlu. Współpraca władz w Meksyku jest kluczowa chociażby z punktu widzenia walki z nielegalną imigracją oraz wojny z narkotykami. Zwłaszcza w tej drugiej kwestii Amerykanie nie będą w stanie wiele zdziałać na własną rękę, tym bardziej że meksykańska współpraca nie ogranicza się tylko do działań policyjnych na terenie kraju, lecz także do presji dyplomatycznej w tej kwestii na kraje Ameryki Środkowej.

Amerykańska gospodarka może na skutek wojny handlowej przeżyć pewne wstrząsy. USA w Meksyku zaopatrują się m.in. w ropę; z tego kraju pochodzi 9 proc. importu czarnego złota (ok. 760 tys. baryłek dziennie w 2015 r. według agencji statystycznej Departamentu Energii). Oczywiście amerykańscy nafciarze są w stanie relatywnie szybko uzupełnić te braki gdzie indziej. Trudno powiedzieć, ile czasu zajęłoby dostosowanie się meksykańskiej stronie. Podobnie przejściowe problemy mogą czekać amerykański przemysł spożywczy, który sporo eksportuje do południowego sąsiada.

Reklama

Wpływ amerykańskich obostrzeń nie ogranicza się do relacji na linii Meksyk–USA. Pozostaje jeszcze kwestia międzynarodowych firm, które w Meksyku zbudowały swoje fabryki (w tym kanadyjski Bombardier czy japońska Mazda). Decyzje o lokacji zakładów były podejmowane przez wzgląd nie tylko na tańszą siłę roboczą, lecz także na rozwój sieci meksykańskich kooperantów, od których wielkie firmy zaopatrują się w części.

W Stanach Zjednoczonych zawsze żywe były wątpliwości pod adresem NAFTA, a Waszyngton traktował porozumienie wybiórczo. Przykładem jest branża przewozowa. Przez wiele lat od wejścia w życie układu meksykańscy przewoźnicy nie mogli świadczyć usług transportowych na terenie USA. W związku z tym na granicy towary albo były przeładowywane na amerykańskie ciężarówki, albo zmieniała się załoga. To samo dotyczyło pociągów – na granicy meksykański maszynista zmieniał się ze swoim amerykańskim kolegą. Barierę tą usunięto dopiero w 2015 r., po trzyletnim programie pilotażowym.

Warto przypomnieć, że jednym z argumentów za podpisaniem układu NAFTA było poprawienie kondycji meksykańskiej gospodarki na tyle, aby ograniczyć zjawisko nielegalnej migracji do USA. Jeśli między obydwoma krajami dojdzie do wojny handlowej, trudno przewidzieć, jak wpłynie to na redukcję biedy na południe od Rio Grande.

>>> Czytaj też: "Imigranci są tu mile widziani", "Wpuśćcie ich". Fala protestów po ogłoszeniu dekretu Trumpa