Białoruski prezydent stoi na rozstaju dróg. Jest zmuszony toczyć walkę o przyszłość. Z jednej strony chciałby ściślejszych związków z Zachodem, a drugiej nieco luźniejszych z Rosją.

Ale rosnące niezadowolenie z represyjnej polityki prezydenta oraz upadająca gospodarka napędza falę protestów w kraju.

Łukaszenka, którego Condoleezza Rice nazywała ostatnim dyktatorem Europy, zawsze sprawiał więcej kłopotów Kremlowi niż ukraińscy przywódcy, próbując zagrać Rosję i Europę przeciwko sobie nawzajem.

Jego reżim jest uzależniony od Rosji. Tani gaz ziemny i inne subsydia płynące z Moskwy sprawiają, że gospodarka Białorusi jest sztucznie podtrzymywana przez potężnego sąsiada.

Przywódca Białorusi doskonale znajdował porozumienie z Władimirem Putinem dzieląc z nim autorytarne instynkty, skłonność do postrzegania opozycji politycznej jako wrogów, których należy wyeliminować. Wie też, że dominujący model gospodarczy na Białorusi nie ma szans w konfrontacji z europejskimi gospodarkami.

Reklama

Kiedy Rosja anektowała Krym w marcu 2014 roku, kraje Unii Europejskiej i Stany Zjednoczone zastosowały sankcje gospodarcze. Białoruś nie przystąpiła do tej koalicji, obawiając się że będzie następna w kolejce do przyłączenia do Rosji. Kontrsankcje Moskwy skierowane przeciwko Zachodowi nie objęły Białorusi. Kraj ten stał się oknem w murze służąc jako fałszywy kraj dla towarów pochodzących w krajów europejskich.

W zeszłym roku Białoruś nie zgodziła się na cenę gazu i zapłaciła tylko połowę tego czego zażądał Gazprom. Powstało ponad 500 mln dolarów długu.

W styczniu Łukaszenka podpisał dekret umożliwiający obywatelom 80 państw, w tym Europejczykom i obywatelom Stanów Zjednoczonych, wjazd na Białoruś bez wizy na pięć dni. Była to próba zwiększenia dochodu turystycznego w słabnącej gospodarce.

Władze Kremla wystosowały tylko krótkie oświadczeni i ustawiły graniczne punkty kontrolne.

Antyputinowscy politycy europejscy z uznaniem zauważyli, że Łukaszenka liberalizuje reżim. – Wizy już nie są potrzebne – stwierdził były premier Szwecji Carl Bildt. – Fascynujący i nieznany kraj, w którym jest wiele do zobaczenie – dodał.

Z drugiej strony jednak w ubiegłym tygodniu tysiące ludzi, co jest dużą liczbą na Białorusi, wyszło na ulice, aby protestować przeciwko dekretowi prezydenta, który nakładał podatek na osoby, które nie pracowały od sześciu lub dłużej miesięcy.

W przeszłości reżim gwałtownie tłumił protesty, ale teraz przemoc nie wchodzi w grę, ponieważ wywołałoby to protesty potencjalnych partnerów europejskich. Przywódcy demonstracji zostali zatrzymani i wypuszczeni. W najbliższym czasie są zaplanowane kolejne protesty mieszkańców. Część przywódców opozycji ma nadzieję, że reżim Łukaszenki zaczyna się kruszyć.

- Jesteśmy świadkami kryzysu systemu – powiedział Nikołaj Statkiewicz, jeden z przywódców opozycji, emerytowany pułkownik i były więzień polityczny. - Rosja płaci za całą zabawę, ale teraz nie może dać więcej, a potrzeby wciąż rosną, bo spada wydajność w gospodarce. Porzucenie Rosji może być niebezpieczna dla pozycji Łukaszenki – dodał.

Łukaszenko jest w coraz większej paranoi. Ogłosił, że siły bezpieczeństwa zatrzymały „kilkudziesięciu” uzbrojonych ludzi, którzy przybyli na Białoruś z obozów na Ukrainie, Polski i Litwy. Są finansowani i szkoleni przez przeciwników politycznych, którzy uciekli z Białorusi.

Oskarżenia przeciwko państwom Europy Wschodniej mogą być początkiem kolejnej zmiany Łukaszenki, który odetnie się od Europy i trafi w objęcia Moskwy. Utrata wpływów w Mińsku byłaby katastrofą dla Kremla, zwłaszcza jeśli zastąpiłby go proeuropejski lider. Rosyjskie pieniądze nie mogą jednak w nieskończoność gasić pożarów na Białorusi. Taka taktyka nie powiodła się na Ukrainie w 2014 roku.

Jest taki stary rosyjski dowcip. Rosjanin, Ukrainiec i Białorusin biorą udział w eksperymencie. Mają usiąść na krześle z kolcami, Pierwszy siada Rosjanin – podskakuje z bólu, kopie krzesło i uderza przeprowadzającego eksperyment w twarz. Kolejny jest Ukrainiec – siada, syczy z bólu, ale patrzy na krzesło, wyciąga kolce i wkłada je do kieszeni – może się jeszcze przydadzą. Ostatni jest Białorusin – siada i nic. Pozostali pytają go, czy nie boli. Odpowiada, że myślał że o to właśnie chodzi.

Czy legendarna cierpliwość Białorusinów wreszcie się skończy? Czy Putin wyciągnie lekcję z Ukrainy?