Ustawa określa, jak sądy są zorganizowane, finansowane, kto nimi kieruje, a kto czuwa nad tym, by cała machina działała sprawnie. Bo sądy, choć niezależne, nie są zawieszone w próżni. Merytoryczny nadzór sprawuje nad nimi Sąd Najwyższy (czyli, mówiąc obrazowo, dba o jakość wydawanych orzeczeń), a administracyjny – minister sprawiedliwości (tzn. dogląda warunków pracy i sposobu zarządzania jednostkami). W tym drugim przypadku wbrew pozorom nie chodzi tylko o zapewnianie sądom odpowiedniej liczby biurek w wyremontowanych budynkach czy właściwej obsady w sekretariatach. Środowisko sędziowskie od lat przekonywało, że ministerialny nadzór to fortel, za pomocą którego politycy mogą wywierać wpływ na to, jak orzekają sędziowie. Bo mając władzę decydowania o podziale pieniędzy czy kontrolowania sądowych statystyk, stają przed pokusą uzależnienia od siebie prezesów sądów o giętkim kręgosłupie. Takich, których symbolem stał się sędzia Milewski. Dlatego też sędziowskie stowarzyszenia opowiadały się za tym, aby nadzór administracyjny nad sądami powszechnymi przejął SN. Ale kolejni szefowie resortu sprawiedliwości nigdy nie zamierzali w tej kwestii ustąpić. Wręcz przeciwnie, raczej sami dążyli do rozszerzenia swojej kontroli nad sądownictwem.
Wybór prezesów sądów
Również dziś formalnie powołuje ich minister sprawiedliwości, ale tak naprawdę o wyborze takiej, a nie innej osoby decyduje lokalne środowisko sędziowskie. Kandydat na prezesa, żeby się liczyć w rywalizacji o stanowisko, powinien bowiem wcześniej uzyskać pozytywną opinię samorządu. Jeśli nie zdobędzie poparcia wśród miejscowych sędziów, to szanse na zdobycie posady znacząco maleją. Dlatego w praktyce prezesami sądów zostają przeważnie osoby lansowane przez sędziowskie
samorządy.
Minister sprawiedliwości nie będzie już musiał pytać samorządu sędziowskiego, co myśli o kandydacie na nowego prezesa. Odpowiednią osobę wyłoni wedle własnego uznania i dopiero po formalnej nominacji przedstawi swojego wybrańca sędziom, z którymi temu przyjdzie współpracować. Co więcej, w ciągu sześciu miesięcy od wejścia w życie nowych przepisów szef resortu będzie mógł odwołać wszystkich obecnych prezesów sądów w Polsce i wprowadzić na ich miejsce nowych, wskazanych przez siebie. Chyba że jego faworytów zawetuje Krajowa Rada Sądownictwa. W takim przypadku minister będzie musiał się ugiąć i znaleźć nowych kandydatów. Szef resortu uzyska też
prawo powołania na prezesa sądu okręgowego sędziego rejonowego, a stanowisko prezesa sądu apelacyjnego będzie mógł obsadzić sędzią okręgowym.
DLACZEGO TO WAŻNE
Prezes ma w sądzie ogromną władzę – jest służbowym zwierzchnikiem wszystkich pracujących w nim sędziów, więc jego głos jest decydujący we wszelkich sprawach związanych z przydzielaniem spraw czy polityką personalną (np. decyduje o obsadzie stanowisk kierowniczych w swojej jednostce, ma wpływ na przydzielanie nowych stanowisk sędziowskich i wybór kandydatów na prezesów w sądach niższej instancji), a także ocenia jakość i tempo wydawania orzeczeń przez swoich podwładnych.
PLUSY
Dzięki możliwości samodzielnego powoływania prezesów minister sprawiedliwości będzie mógł skuteczniej nadzorować sposób zarządzania sądami i np. szybko zawiesić w obowiązkach, a w razie czego odwołać osobę, która nie radzi sobie na menedżerskim stanowisku.
MINUSY
Nowe uprawnienia ministra pozwolą mu, jeśli zechce, pozbyć się z sądów prezesów, którzy byli przeciwni jego reformom, takich, których podejrzewa o wrogie sympatie polityczne, lub po prostu tych wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób mu kiedyś podpadli. A opuszczone przez nich posady zostaną obsadzone osobami zaufanymi i uległymi wobec szefa resortu. Niektórzy sędziowie obawiają się, że przyszłymi nominatami mogą zostać sędziowie, którzy od lat nie orzekają, bo pracują w ministerstwie na urzędniczych stanowiskach (czyli sędziowie delegowani).
KONTROWERSJE
Środowisko sędziów straci możliwość zweryfikowania kompetencji i predyspozycji przyszłych prezesów sądów. Jego zdaniem doprowadzi to do ograniczenia autonomii sędziowskiej oraz zachwiania równowagi między władzą sądowniczą a wykonawczą.
Łukasz Piebiak, wiceminister sprawiedliwości
Większość wypowiedzi na temat tej ustawy skupia się na kwestii wymiany prezesów czy wiceprezesów. Nic więc dziwnego, że skoro ludzie słyszą tylko o tym, to się zastanawiają, jak taka wymiana ma wpłynąć na sprawność postępowania. Osobiście uważam, że wpłynie, i to pozytywnie. Prezes, wiceprezes to są osoby, które mają za zadanie w prawidłowy sposób zorganizować pracę sądów – tej części, która nie jest stricte techniczna, a wiąże się z pracą orzeczniczą. Nie można więc ich powierzyć dyrektorowi jako menedżerowi, który nie wywodzi się ze sfery sądowniczej. Jeżeli sąd jest źle zorganizowany, np. w jednym wydziale mamy przerosty zatrudnienia, a w drugim jest bardzo zła sytuacja i prezes na to nie reaguje, nie przenosi sędziów, nie przenosi pracowników, to jest oczywiste, że obywatele czekają na termin rozprawy czy inną czynność sądową dłużej, niż mogliby, gdyby prezes nie bał się zarządzać. To bardzo często nie działa tak, jak powinno. Tu zmiana personalna powinna zadziałać. Po prawie dwóch latach w Ministerstwie Sprawiedliwości mam dobre rozeznanie co do tego, które sądy w podobnych warunkach niedoboru radzą sobie dobrze, a które nie. (...) W dzisiejszym systemie nie można odwołać osoby, która z różnych względów nie powinna pełnić funkcji prezesa. (...) Proszę sobie wyobrazić, jak to wygląda w oczach społeczeństwa, gdy ktoś, kto nie powinien być prezesem, jest nim nadal, a minister nic nie może zrobić. Nie może, bo niestety zbyt często działa zjawisko, które można określić mianem „solidarności korporacyjnej”.
(w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”, lipiec 2017 r.)
Stanisław Zabłocki, prezes Izby Karnej Sądu Najwyższego
To, dlaczego tak istotne jest, aby środowisko sędziów miało wpływ na wybór prezesa, postrzegać trzeba nie tylko poprzez pryzmat przepisów prawa, lecz również mechanizmów psychologicznych. (...) Patrząc od strony grona sędziowskiego, co korzystniej wpływa na atmosferę pracy: świadomość, że organizuje ją osoba, na wybór której nie mieliśmy najmniejszego wpływu i została ona narzucona nawet bez zasięgnięcia naszej opinii, czy też że owym primus inter pares jest ten, kto cieszy się także naszym szacunkiem i zaufaniem? A od drugiej strony – jak czuje się prezes, który ma świadomość, że jest bardziej nominatem władzy politycznej niż reprezentantem własnego środowiska? Sytuację jeszcze komplikuje to, że powrócono do unii personalnej, która sprawia, że zgodnie z ujawnionym projektem wyłączny wpływ na powołanie prezesów wszystkich sądów powszechnych będzie miał przedstawiciel władzy wykonawczej, członek rządu, który jednocześnie jest – tego nie da się usunąć ze świadomości, a choćby z podświadomości – prokuratorem generalnym.
(w wywiadzie dla DGP, maj 2017 r.)
>>> Czytaj też: Sąd Najwyższy po nowemu. Wyjaśniamy, o co chodzi w reformie PiS
Wybór sędziów wizytatorów
Sędziów wizytatorów, którzy co kilka lat oceniają jakość pracy swoich kolegów, wybierają dziś prezesi sądów. Wcześniej konsultują się w sprawie kandydatów do tej funkcji z lokalnym samorządem sędziowskim. Wizytatorem może zostać sędzia sądu apelacyjnego i okręgowego, ale już nie rejonowego.
Przed powołaniem sędziego wizytatora prezes sądu będzie musiał poprosić o opinię na temat kandydata ministra sprawiedliwości. Jego ocena nie będzie jednak wiążąca. Wizytatorem będzie mógł być sędzia z dziesięcioletnim stażem.
DLACZEGO TO WAŻNE
To wizytatorzy przygotowują akta w procedurze awansowej. Oni też wystawiają sędziom oceny okresowe. Osoby pełniące te funkcje mogą np. żądać od sędziego złożenia stosowanych wyjaśnień. Obiektywna ocena kompetencji, sprawności i kultury pracy może nie tylko wspierać promowanie najlepszych sędziów i zachęcić ich do doskonalenia zawodowego, lecz także pośrednio pomóc budować zaufanie obywateli do wymiaru sprawiedliwości.
PLUSY
Kandydat na wizytatora będzie musiał przekonać do swoich kompetencji nie tylko sędziów sprawujących kierownicze stanowiska, lecz także ministerstwo.
MINUSY
Większe uzależnienie osób oceniających pracę sędziów od ministra sprawiedliwości. Negatywne zaopiniowanie kandydata na wizytatora, nawet jeśli niewiążące, będzie miało ogromne znaczenie dla sądów.
KONTROWERSJE
Wizytator będący sędzią sądu rejonowego będzie mógł oceniać sędziego sądu wyższej instancji, nie zawsze mając odpowiednie doświadczenie. Sądy rejonowe nie zajmują się bowiem pewną kategorią spraw (np. sporami w dziedzinie prawa konkurencji), które od razu trafiają do sądów okręgowych.
Łukasz Piebiak, wiceminister sprawiedliwości
Likwidujemy wizytacje planowe, czyli zasadę, która stanowi, że co jakiś czas robi się wizytacje danej jednostki niezależnie od tego, czy sąd sobie radzi dobrze czy źle, wpływają skargi na jego funkcjonowanie czy nie. Tak być dzisiaj musi, bo ustawodawca tak kiedyś przesądził. Tymczasem wizytacja ma być wtedy, gdy dzieje się coś złego.
(w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”, lipiec 2017 r.)
Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia"
Z całym szacunkiem dla sędziów rejonowych, ale jak taki sędzia ma ocenić orzecznictwo kolegi z wyższej instancji, skoro w pewnych sprawach nigdy nie orzekał? I teraz sędzia, który takiej sprawy nigdy w swoim referacie nie miał, będzie oceniał, czy prowadzący to postępowanie podejmuje trafne decyzje, czy też się myli. A gdy dojdzie do wniosku, że jednak się myli, będzie mógł zażądać usunięcia rzekomych uchybień. To jest przecież postawienie wszystkiego na głowie.
(wypowiedź dla DGP, kwiecień 2017 r.)
Przydział spraw
System przydziału spraw teoretycznie ma działać tak, aby każdy sędzia ostatecznie miał ich tyle samo. Reguły przypisywania nowych obowiązków co roku ustala prezes sądu. Stworzono też specjalne wskaźniki procentowe, mówiące, jak obdzielać sprawami sędziów, którzy nie pełnią żadnych dodatkowych funkcji i tych, którzy wykonują jakieś dodatkowe zadania poza orzekaniem (np. pełnią funkcję rzeczników dyscyplinarnych bądź zajmują stanowiska kierownicze). Ci ostatni mogą liczyć na znaczącą taryfę ulgową.
Sprawy, bez względu na to, ile mają tomów, będą w poszczególnych wydziałach sądowych przydzielane za pomocą losowania elektronicznego. Sędzia, który dostanie sprawę wymagającą tak ogromnego nakładu pracy, że nie będzie w stanie brać już na siebie kolejnych do rozpoznania, będzie miał jednak prawo poprosić swojego prezesa sądu, aby na jakiś czas nie nakładano na niego nowych obowiązków. Co więcej, możliwość wpływania na to, który sędzia będzie rozpoznawał konkretną sprawę karną, z ominięciem losowania, uzyska w praktyce prokurator (wystarczy, że akta trafią do sądu akurat w dniu, w którym dyżuruje preferowany przez śledczego sędzia). Wprowadzona zostanie też zasada, że nie można robić roszad w składzie orzekającym w danej sprawie. Na razie nie wiadomo, według jakich kryteriów sędziowie „funkcyjni” będą odciążani od orzekania (określą to bardziej szczegółowe przepisy).
DLACZEGO TO WAŻNE
Maksymalnie obiektywne kryteria przydzielania spraw minimalizują ryzyko, że wydawane w nich wyroki będą stronnicze. Poza tym bolączka, na którą wszyscy narzekamy, czyli ogromna przewlekłość w rozpatrywaniu spraw, wynika też z nierównego obciążenia sędziów pracą.
PLUSY
Zdaniem ministerstwa kryteria przydziału spraw sędziom będą bardziej przejrzyste. Zapobiegnie to oskarżeniom o to, że dana sprawa specjalnie trafiła do sędziego, któremu zarzuca się stronniczość.
MINUSY
Prokurator będzie mógł zadbać o to, aby daną sprawą karną, w tym dotyczącą np.
polityka, zajął się przychylny mu sędzia.
KONTROWERSJE
Losowy przydział spraw nie zawsze będzie powodował, że sędziowie, którzy specjalizują się w danych dziedzinach prawa, będą rozpatrywali sprawy, na których się znają.
Andrzej Matusiewicz, poseł PiS
Dotąd wielokrotnie zdarzało się, że młody sędzia był zarzucany skomplikowanymi sprawami, którymi nikt się nie chciał zajmować. Pracował za trzy osoby. A niektórzy sędziowie mieli dużo luzu.
(wypowiedź dla DGP, lipiec 2017 r.)
Wybór dyrektorów sądów
Wyłaniano ich w konkursach organizowanych przez prezesów sądów. To właśnie prezesi przedstawiali zwycięskich kandydatów ministrowi sprawiedliwości, a ten zwykle powoływał wskazane mu osoby (teoretycznie mógł odmówić, ale i tak to prezes sądu proponował mu kolejnego kandydata). Szef resortu miał prawo odwołać sądowego menedżera, jeśli sędziowie z jego apelacji stwierdziliby, że nie dba należycie o stan finansów i zarządzanie w sądzie.
Od 4 maja 2017 r. (wtedy weszła w życie zmiana prawa przeforsowana przez rząd) nie ma już konkursów na dyrektorów. Choć wymagania wobec nich się nie zmieniły, to minister sprawiedliwości ma teraz wolną rękę w obsadzaniu tych stanowisk. To także jemu służbowo podlegają dziś „sądowi menedżerowie”, a nie, jak wcześniej, prezesowi. Szef resortu może też ich w każdej chwili odwołać, nawet bez podania konkretnej przyczyny.
DLACZEGO TO WAŻNE
Dyrektorzy to w założeniu bezstronni urzędnicy, którzy zapewniają sprawne funkcjonowanie sądów. Jeśli nie spełniają tych warunków, może się to odbić na długości trwania postępowań i jakości orzeczeń.
PLUSY
Dzięki likwidacji żmudnych procedur konkursowych będzie można szybciej uzupełniać wakaty i uniknąć chaosu. Przejęcie całkowitej kontroli przez resort nad obsadzaniem stanowisk dyrektorów ma też wyeliminować ryzyko powtórki z afery w Sądzie Apelacyjnym w Krakowie, gdzie zarówno menedżer, jak i prezes usłyszeli zarzuty dotyczące korupcji i udziału w zorganizowanej grupie przestępczej.
MINUSY
Losy dyrektorów będą zależały wyłącznie od jednej osoby – ministra. To zaś stwarza niebezpieczeństwo, że aby utrzymać stanowisko, będą lojalnymi namiestnikami resortu w terenie, a nie apolitycznymi urzędnikami. I to właśnie za ich pośrednictwem polityk będzie ingerował w warunki funkcjonowania sądu, a więc pośrednio także w samo orzekanie.
KONTROWERSJE
Pomysł ten od początku wywoływał wątpliwości konstytucyjne. Zdaniem krytyków bezpośrednie służbowe podporządkowanie dyrektorów sądów ministrowi może doprowadzić do wkroczenia administracji sądowej w niezawisłość sędziowską, a w konsekwencji spowoduje naruszenie zasady podziału równowagi władz oraz niezależności sądownictwa.
Awanse
O awans do sądu apelacyjnego może się starać sędzia lub prokurator z co najmniej trzyletnim stażem pracy odpowiednio w sądzie okręgowym lub prokuraturze okręgowej (czyli szczebel niżej). Muszą oni się także wykazać łącznie co najmniej sześcioletnim doświadczeniem zawodowym.
Nominację na stanowisko sędziego apelacyjnego będzie mógł uzyskać także sędzia lub prokurator z rejonu, czyli z najniższego szczebla. Zasadniczy warunek jest jeden: muszą mieć minimum 10-letnie doświadczenie w zawodzie.
DLACZEGO TO WAŻNE
Optymalne kryteria stażu zawodowego wymagane do awansu w hierarchii sądowniczej zmniejszają ryzyko, że do wyższych instancji trafią osoby przypadkowe. Sędzia, który przejdzie długą ścieżkę od rejonu do apelacji, w ciągu swojej kariery jest bowiem wielokrotnie poddawany ocenie środowiska prawniczego, przełożonych i samych obywateli.
PLUSY
Zdaniem ministerstwa ułatwienie awansu sędziom i prokuratorom z najniższego szczebla ma pomóc rozsadzić skostniałe i hermetyczne hierarchie w korporacji sędziowskiej. Innymi słowy: wypromować kompetentne osoby spoza dominujących lokalnych układów samorządowo-towarzyskich.
MINUSY
Błyskawiczne przyspieszenie ścieżki zawodowej sędziów rejonowych, którzy nigdy nie rozpatrywali odwołań od wyroków, może odbić się na jakości orzecznictwa, a także przyczynić się do promowania karierowiczów i oportunistów. Możliwość szybkiego awansowania prokuratorów powoduje niebezpieczeństwo, że minister, będący jednocześnie prokuratorem generalnym, będzie promował w sądownictwie podległych sobie śledczych (co może być o tyle skuteczne, że w Krajowej Radzie Sądownictwa duży wpływ mogą uzyskać politycy partii rządzącej), a nawet będzie mógł zrobić z nich prezesów sądów.
KONTROWERSJE
Możliwość powołania prokuratura z rejonu na stanowisko sędziego apelacyjnego dla środowiska sędziowskiego jest o tyle problematyczna, że śledczy na co dzień funkcjonują w ramach bardzo zhierarchizowanej struktury, w której szefowie mogą wydawać polecenia co do tego, jak prowadzić śledztwa i kogo ścigać.
Piotr Mgłosiek, sędzia Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Krzyków we Wrocławiu
Toga nie jest peleryną superbohatera, a jej założenie nie powoduje automatycznego przeniesienia w inny wymiar, w którym nie występują problemy życia codziennego związane z zapewnieniem bytu sobie i rodzinie. Możemy udawać dla polepszenia własnego samopoczucia, że sędziowie to nadludzie i że sam fakt bycia sędzią czyni odpornym na wpływy zewnętrzne. Ale tylko ktoś, kto uczciwie podejdzie do zagadnienia, wie, że pozbawienie orzeczników gwarancji ich niezawisłości, w tym również w zakresie kolejnych etapów ścieżki zawodowej, musi się odbić na jakości orzecznictwa. Będzie więcej oportunizmu.
(w felietonie na łamach tygodnika Prawnik, maj 2017 r.)
>>> Polecamy: Prezydencka gra o wyjście z przedpokoju. Co tak naprawdę oznacza ultimatum Andrzeja Dudy?