Nastroje społeczne są najlepsze w historii, tak wynika z ankiet przeprowadzonych przez różne ośrodki badania opinii publicznej. Optymistycznie patrzymy w przyszłość. Dlaczego?
Rzeczywiście, czy to są wskaźniki ufności konsumenckiej, czy inne wskaźniki optymizmu, także przedsiębiorców, to pokazują one tendencję wzrostową. Ale to nie jest zaskakujące. Nie zmieniły nam się mentalność czy jakaś kulturowa norma. Obserwowany w badaniach optymizm jest reakcją na konkretne zjawiska gospodarcze i społeczne. Efekt jest więc dość zrozumiały. Gdy jest nam źle, jeśli nie mamy czegoś, co jest nam potrzebne do życia, lub nie mamy możliwości zaspokojenia własnych aspiracji, mówimy wtedy o efekcie deprywacji. Kiedy sytuacja zmienia się na lepsze, efekt nagrody objawia się u nas dość szybko. Pojawia się optymizm, większe subiektywnie poczucie zadowolenia. A co więcej, może mieć to przełożenie na pozytywne postrzeganie przyszłości, ponieważ zazwyczaj spodziewamy się, że dobra tendencja się utrzyma. Nie mówię, czy to słuszne, czy nie – chodzi jedynie o mechanizm psychologiczny. Polepszenie nastrojów społecznych to właśnie taka sytuacja.
Statystycy powiedzieliby, że to efekt niskiej bazy.
To określenie dobrze oddaje zjawisko, które obserwujemy. Tutaj trzeba od razu wskazać jego drugą stronę. Jeśli coś otrzymujemy w postaci nagrody – powiedzmy pieniądze z programu „Rodzina 500 plus” – krzywa użyteczności tej nagrody rośnie. Ale jeśli nagroda się nie zwiększa, to i krzywa użyteczności przestaje rosnąć. Gdyby to była jedyna przyczyna dobrego nastroju, to wysoki optymizm nie mógłby się utrzymywać przez dłuższy czas. Wielkość nagrody musiałaby bowiem przyrastać. Ale program tego rodzaju umacnia również nasze poczucie bezpieczeństwa. Zarobki są obarczone niepewnością. Nawet jeśli dziś mamy niezłą pensję, nie możemy być pewni, jak będzie za rok. Ale w przypadku „Rodziny 500 plus” możemy sobie zarysować przyszłość na kilka lat. Zaspokojenie potrzeby bezpieczeństwa działa na nas bardzo pozytywnie. Znajduje to odzwierciedlenie w wyprzedzających wskaźnikach optymizmu opisujących nasze nastroje.
Reklama
A może po prostu jesteśmy wciąż mało zamożni na tle Europy Zachodniej. Wystarczy dać ludziom relatywnie niedużo, żeby uzyskać premię w nastrojach.
To jest relatywne, łącznie z tym, co oznacza „niedużo”. Można spojrzeć na to, jak wyglądała sytuacja przeciętnej rodziny kilka lat temu, a jak wygląda teraz, biorąc pod uwagę szerokie uwarunkowania ekonomiczne. Między tymi pomiarami dostrzeżemy różnicę. Jeśli spojrzymy na wskaźniki ufności konsumenckiej, to możemy zaobserwować, że wyglądały one nieźle w 2008 r., po czym w kolejnym roku się załamały. I na tym niskim poziomie utrzymywały się mniej więcej do roku 2014. Od tego momentu rosną. To efekt działania kilku czynników, np. dłuższego korzystania z funduszy unijnych, których działanie można zobaczyć gołym okiem – wystarczy wysiąść na stacji kolejowej w średniej wielkości mieście. Może temu czynnikowi nie trzeba przypisywać nadmiernego znaczenia, lecz przecież on też działa. Zaczęliśmy także wyraźnie wychodzić z kryzysu. Poprawiła się dostępność pracy, zaczęło spadać bezrobocie. To również pozwala zwiększyć subiektywne poczucie optymizmu. Wystarczy te uwarunkowania wziąć pod uwagę, żeby zrozumieć, dlaczego aktualne wskaźniki optymizmu są tak wysoko.

Treść całego wywiadu można przeczytać w weekendowym wydaniu DGP.

>>> Polecamy: Czy popieramy redystrybucję dochodów dlatego, że jesteśmy zawistni?