Zgodnie z reformą od tego roku część emerytury mamy dostawać z ZUS, a część z kilkunastu działających w kraju otwartych funduszy emerytalnych (np. PZU Złota Jesień czy Commercial Union). To rewolucja. Do tej pory emerytury w 100 proc. wypłacał ZUS.

System był jednak niewydolny. Co roku państwo musiało do emerytur dopłacać ponad 30 mld zł. Na dłuższą metę żaden budżet by tego nie wytrzymał
Na stworzenie zakładów potrzeba jednak czasu. A że go nie było, obecny rząd, który po poprzednikach odziedziczył niezałatwioną sprawę, naprędce wymyślił rozwiązanie przejściowe. Od 2009 do 2013 r. emerytury z OFE będą nam wypłacać same OFE. Prezydent Lech Kaczyński jeszcze w grudniu podpisał stosowną ustawę.

Koalicja PO-PSL, chcąc dokończyć reformę emerytalną, przygotowała też kolejną ustawę powołującą do życia od 2014 r. zakłady emerytalne. Nie spodobała się ona prezydentowi. Jego weto oznacza, że cały nowy system emerytalny może lec w gruzach.

- Ustawa jest fatalna, daje zarobić prywatnym instytucjom kosztem emerytów - usłyszeliśmy w Kancelarii Prezydenta. Prezydent nie zgadza się, by przyszłe zakłady pobierały od nas aż 3,5 proc. prowizji za wypłatę, bo to pomniejsza wypłacane emerytury.

Reklama

- To tak, jakby banki miały brać od nas 3,5 proc. od każdej wypłaty pieniędzy - mówi Andrzej Duda, minister w Kancelarii Prezydenta. Jego zdaniem tak wysokie opłaty są niedopuszczalne, bo zakłady emerytalne będą w komfortowej sytuacji. Z innej rządowej ustawy wynika, że nie będą musiały waloryzować świadczeń emerytów. A więc corocznie, obowiązkowo, dopłacać do emerytur. Tak jak to robi dziś ZUS.

Rząd zamiast waloryzacji zaproponował jednak inne rozwiązanie. Zakłady 90 proc. swoich zysków będą musiały przelewać na konta emerytów.

Według towarzystw emerytalnych, które przymierzają się do otwarcia zakładów, opłaty i tak są niewystarczające.
- Byliśmy zszokowani, że opłata została ustalona na tak niskim poziomie - mówi Ewa Lewicka, prezes Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych.

- Zakłady też z czegoś muszą żyć, gdy opłaty za bardzo obniżymy, nikt nie podejmie się wypłacania emerytur - mówi Jeremi Mordasewicz z PKPP Lewiatan.

Prezydent ma na to sposób. Proponuje utworzenie obok prywatnych również jednego państwowego zakładu emerytalnego, by emeryci mieli wybór. Mogłoby to być dla nich korzystne - gdyby państwowy zakład brał małe opłaty za liczenie i wypłatę emerytur, prywatni konkurenci w obawie przed utratą klientów musieliby obniżyć swoje prowizje.

Ministerstwo Pracy nie zdecydowało, czy taki państwowy zakład jest potrzebny. W ustawie zapisano tylko, że może on powstać, ale nie musi. To też przesądziło o wecie.

- Część argumentów prezydenta jest słuszna, ale to jeszcze nie powód, by całą ustawę wyrzucać do kosza. Te przepisy wymagały tylko dopracowania - mówi Irena Wóycicka z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową.

Podobnie uważa prof. Marek Góra, współtwórca reformy emerytalnej: - To wylewanie dziecka z kąpielą. Nawet jeśli ustawa budziła wątpliwości prezydenta, należało ją przyjąć, a później znowelizować. Nie zaczynalibyśmy wszystkiego od zera. A zakłady miałyby więcej czasu na przygotowanie się do wypłat.

Co dalej? - Ustawa miała wejść w życie dopiero od 2013 r. Jest więc czas na stworzenie lepszych rozwiązań - mówi minister prezydenta Andrzej Duda.

Nie przekonuje to Jeremiego Mordasewicza: - Politycy polscy mają tendencję do tworzenia wszystkiego na ostatnią chwilę. Obawiam się, że jak w przypadku emerytur pomostowych, tak i tu wszystko będzie tworzone za pięć dwunasta. A emeryci do końca nie będą wiedzieć, kto i jak ma im emeryturę wypłacać – mówi „Gazecie Wyborczej”.