"Gaz musi płynąć. Jeśli nie będzie to rozwiązane w ten weekend i gaz nie popłynie, to będziemy musieli w przyszłym tygodniu przyjrzeć się punkt po punkcie stosunkom z Ukrainą i Rosją" - powiedział na briefingu rzecznik Komisji Europejskiej (KE) Johannes Laitenberger.

"Będziemy mieli do czynienia z bardzo poważną sytuacją" - dodał.

Potwierdził, że unijny komisarz ds. energii Andris Piebalgs i czeski minister przemysłu i handlu Martin Rziman wezmą udział w sobotę w ukraińsko-rosyjskim spotkaniu na wysokim szczeblu.

W czwartek wieczorem ambasadorzy państw przy UE w Brukseli przyjęli stanowisko, w którym podkreślili, że obecna sytuacja szkodzi wiarygodności Rosji i Ukrainy jako dostawcy i kraju tranzytowego.

Reklama

"Ta sytuacja będzie mieć znaczące finansowe, gospodarcze i polityczne konsekwencje dla obu krajów" - stwierdza rozesłane przez czeskie przewodnictwo stanowisko po spotkaniu "27".

Ponadto ambasadorzy zgodzili się, że udział Ukrainy na sobotnim spotkaniu w Moskwie jest warunkiem, by pojawił się tam komisarz Piebalgs i czeski minister. Zapewnili też, że UE w sprawie konfliktu gazowego "będzie dalej mówić jednym głosem".

UE od początku konfliktu wyraża opinię, że jest to "bilateralny spór handlowy"; odmówiła przy tym wskazania winnego. Zmuszona coraz bardziej dotkliwymi konsekwencjami braku gazu w niektórych krajach, UE coraz bardziej angażuje się jednak w mediację i rozstrzygnięcie sporu.

Tranzyt rosyjskiego gazu przez Ukrainę do UE ustał 7 stycznia. Rosjanie tłumaczyli, że do wstrzymania dostaw zmusiła ich Ukraina, która podkrada paliwo. Ukraińska firma Naftohaz usprawiedliwiała się, że z dostaw dla odbiorców europejskich pobiera wyłącznie tzw. gaz techniczny.