Państwo nie ma kontroli nad ponad 8 tys. nieruchomości, za które po wojnie wypłaciło odszkodowania - pisze wtorkowa "Rzeczpospolita".

Jak podaje dziennik, chodzi o nieruchomości znacjonalizowane po wojnie, które były własnością cudzoziemców. Władze PRL, aby pozbyć się problemu ewentualnych roszczeń, podpisały z 14 krajami specjalne umowy, na mocy których wypłaciły rządom tych państw odszkodowania.

Nie odnotowano jednak tego faktu w większości ksiąg wieczystych. Na ponad 8 tysięcy takich nieruchomości do ksiąg wpisano od końca lat 60. zaledwie 589.

Dziś żaden urząd nie ma pełnej wiedzy, co się z nimi dzieje i czy nie były i nie są przedmiotem nielegalnego handlu - informuje gazeta.

Problem ten wystąpił choćby w sprawie działki przy ul. Chmielnej 70 w Warszawie, której ostatni właściciel, obywatel Danii został spłacony na podstawie tzw. umowy indeminizacyjnej między Polską a Danią. Skarbu Państwa nie wpisano jednak do księgi wieczystej i na podstawie roszczeń kupionych od spadkobierców Duńczyka ich nabywcy uzyskali działkę. Wśród nich był znany adwokat, w poniedziałek zatrzymany przez CBA - czytamy w "RP".

Reklama

Te zaniedbania jeszcze większe obawy budzą np. w Krakowie, bo wciąż nie ma jeszcze listy nieruchomości należących kiedyś do obywateli Austrii związanych z tym regionem.

W 12 umowach indemnizacyjnych zawartych z 14 państwami Polska zwolniła się z odpowiedzialności odszkodowawczej za nacjonalizację np. na podstawie reformy rolnej czy dekretu Bieruta w Warszawie.

Wpisanie Skarbu Państwa jako właściciela spłaconych ryczałtowo nieruchomości (w Danii np. wypłacono 5,7 mln koron w ciągu 15 lat) nakazywała ustawa z 9 kwietnia 1968r. o dokonywaniu w księgach wieczystych wpisów na rzecz Skarbu Państwa. To obowiązek Ministerstwa Finansów, na wniosek starosty, a w takich miastach jak Warszawa czy Kraków - prezydenta miasta, podaje Rzeczpospolita.

O komentarz na temat tej sprawy "Rzeczpospolita" poprosiła członka komisji weryfikacyjnej i radcę prawnego Sebastiana Kaletę. Kaleta był pytany m.in. o to, czy brak informacji w księdze wieczystej o objęciu nieruchomości układem indeminizacyjnym wpłynął na skalę nieprawidłowości przy reprywatyzacji.

"Z pewnością. Urzędnikom łatwiej byłoby sprawdzać, czy nieruchomość powinna być reprywatyzowana, gdyby taka informacja znalazła się w księdze. Nie ulega jednak wątpliwości, że brak wpisu o objęciu jej układem nie zwalniał nikogo od pełnej analizy sprawy. Nawet gdyby więc takiego wpisu nie było, urzędnicy powinni badać, czy państwo wypłaciło odszkodowania za znacjonalizowany grunt czy budynek. Powinni też robić wszystko, by treść księgi odpowiadała rzeczywistości. Działać dynamicznie, by chronić mienie publiczne. Jeśli dziś ktoś zasłania się brakiem wpisu w księdze nieruchomości, do której zwrotu dopuścił, nieudolnie próbuje uciec od odpowiedzialności" - stwierdził Kaleta.

>>> Czytaj też: Buduje się rekordowa liczba mieszkań. Ale nie wyczerpie to potrzeb mieszkaniowych Polaków