W założeniach do noweli ustawy czytamy o potrzebie zapisania w prawie, że "obywatelowi przysługuje określony cykl kształcenia w uczelniach publicznych, na studiach stacjonarnych".

Ministerstwo rozważa kilka scenariuszy: wyznaczenie liczby kierunków, które można studiować za darmo ( np. jeden lub dwa), wskazanie maksymalnej liczby semestrów (np. 10 lub 12), ustalenie wymiaru zajęć, za które zapłaci budżet państwa (teraz za każde zaliczone zajęcia student otrzymuje europejskie punkty kredytowe ECTS; by ukończyć studia magisterskie, musi ich uzyskać 300, rząd jest skłonny w przyszłości finansować zajęcia za 360).

Właśnie ten ostatni wariant jest najbardziej prawdopodobny. Mniej zdolny student nawet jak obleje rok, przy tym rozwiązaniu dojdzie do magisterium bez potrzeby płacenia.

Ustawowe limity mają odblokować miejsca na darmowych studiach dziennych. Skorzystają na tym maturzyści. Rząd nie chce też dłużej finansować nauki osobom, które oblewają semestr za semestrem albo podejmują kilka kierunków,a żadnego nie kończą.

Reklama

Prof. Marek Rocki, senator PO i były rektor warszawskiej SGH, w opinii dla resortu poparł cięcia w darmowym studiowaniu. Decyzję o wyborze kierunku studiów muszą być podejmowane racjonalnie. Jeżeli student będzie wiedział, że państwo zapłaci mu np. tylko za dziesięć semestrów, wybierze z rozmysłem i będzie studiować solidnie - przekonuje. Na jego uczelni ograniczenie do 10 darmowych semestrów obowiązuje od lat 90. - To znakomita motywacja – zapewnia Dziennik „Polska”.

«