Dyplomata objął placówkę w Bagdadzie we wrześniu 2016 roku, na kilka tygodni przed rozpoczęciem operacji odbijania z rąk IS Mosulu, który dżihadyści praktycznie bez walki zdobyli w 2014 roku i ogłosili stolicą swego samozwańczego kalifatu.

Ponieważ IS zostało już wyparte ze wszystkich terytoriów, które posiadało w Iraku, a władze tego kraju ogłosiły, że wojna z ekstremistami dobiegła końca, USA koncentrują się na utrzymaniu pokoju i odbudowie; postrzegają przy tym wpływy Iranu jako problem - powiedział Siliman w opublikowanym w poniedziałek wywiadzie.

"Iran po prostu nie szanuje suwerenności swoich sąsiadów" - powiedział Silliman. "Irańczycy w pewnym stopniu pomagali irackiemu rządowi w pokonaniu ISIS" - dodał ambasador, używając dawnej nazwy IS. "Ale szczerze mówiąc, nie widziałem Irańczyków przekazujących pieniądze na pomoc humanitarną, nie widziałem, żeby wnosili wkład w amerykański program stabilizacyjny" - dodał.

Szyicki Iran zdobył znaczne wpływy w Iraku po tym, jak inwazja koalicji pod wodzą USA obaliła dyktaturę Saddama Husajna w 2003 roku i wzmocniła szyicką większość w tym kraju. Kiedy w lecie 2014 roku Państwo Islamskie przetoczyło się przez północny i środkowy Irak, wspierane przez Iran milicje zmobilizowały się do obrony kraju, dopóki siły zbrojne Iraku nie zostały odbudowane - pisze AP.

Reklama

Obecnie sankcjonowane przez państwo siły paramilitarne, znane jako Oddziały Mobilizacji Ludowej (PMF), składają się z dziesiątków tysięcy głównie szyickich bojowników rozmieszczonych w całym kraju. Zwycięstwa nad IS - ekstremistyczną sunnicką organizacja zbrojną - sprawiły, że przywódcy, którzy do nich doprowadzili, stają się coraz potężniejsi - zauważa Associated Press.

Administracja prezydenta USA Donalda Trumpa wezwała siły paramilitarne, aby się rozwiązały po zakończeniu walk z IS. Waszyngton zapowiedział również, że obierze znacznie ostrzejszą linię wobec Teheranu, grożąc, że wystąpi z przełomowego porozumienia nuklearnego z 2015 r. i nakładając sankcje na niezwykle wpływową w Iranie Gwardię Rewolucyjną.

Obecnie władze w Iraku szukają zewnętrznego wsparcia dla odbudowy po wojnie, która według danych rządowych spowodowała straty wysokości 100 mld dolarów. Kilka miesięcy po zakończeniu głównych walk około trzech milionów Irakijczyków wciąż nie mieszka w swoich domach.

Administracja Trumpa dała jasno do zrozumienia, że kampania wojskowa przeciwko IS, która kosztowała 14,3 mld USD nie zostanie zastąpiona przez program odbudowy, finansowany na tym samym poziomie. Międzynarodowe organizacje pomocowe szukają pomocy ze strony bogatych państw Zatoki Perskiej.

"Irak wychodzi z trudnego okresu, w którym doszło do wielkich zniszczeń gospodarczych i wielu niepokojów społecznych. Uważamy, że ważne jest, aby Irak miał dobre, pozytywne relacje ze wszystkimi sąsiadami, włącznie z Iranem" - powiedział ambasador Silliman.

Dodał, że USA popierają niedawne wysiłki Iraku na rzecz dotarcia do Arabii Saudyjskiej i Jordanii, sojuszników, którzy - jak ma nadzieję Waszyngton - odegrają większą rolę w tym kraju.

Stany Zjednoczone liczą również na to, że pomogą w złagodzeniu napięć między rządem centralnym w Bagdadzie a północnym regionem Kurdystanu po wrześniowym referendum niepodległościowym, którego Bagdad nie uznał. W październiku dochodziło do starć między irackimi siłami federalnymi a bojownikami kurdyjskimi, gdy Bagdad odzyskał sporne terytoria, które Kurdowie odbili z rąk IS.

"Względnie skromna rola, którą odgrywamy, ma pomóc obu stronom znaleźć sposób na przejście do rozmów" - skwitował ambasador USA w Iraku. Jak wyjaśnił, choć obie strony popierają "ideę dyskusji", to negocjacje w sprawie zakończenia kryzysu jeszcze się nie rozpoczęły. (PAP)