Stosunkowo niskie oceny w sondażach Trump, który 20 stycznia zamknie pierwszy rok swej prezydentury, zawdzięcza prawdopodobnie stylowi sprawowania rządów, który kłóci się z tradycjami pełnienia tego urzędu, zaostrza animozje i konflikty etniczno-rasowe w kraju oraz szkodzi prestiżowi USA na świecie.

Jako największe osiągnięcie prezydenta Biały Dom przedstawia dobry stan amerykańskiej gospodarki. PKB wzrasta w tempie ponad 3 procent rocznie, bezrobocie w listopadzie 2017 roku wynosiło 4,1 proc. i było najniższe od ponad 16 lat, a giełda papierów wartościowych notuje rekordowe wzrosty. Chociaż Trump, jak podkreśla „The Economist”, zbiera tu owoce pomyślnej koniunktury na świecie (boom trwa również w Europie), to przynajmniej część zasługi należy przypisać jego posunięciom.

Chodzi tu przede wszystkim o reformę podatkową, zgodnie z którą obniżono z 35 do 21 proc. podatki od korporacji i zredukowano podatki od osób fizycznych. Cięcia są zachętą do inwestowania i zakupów, więc powinny działać stymulująco. Biznes z radością przyjął też rozluźnienie regulacji rządowych i niespełnienie przez prezydenta zapowiedzi z kampanii wyborczej, że wprowadzi cła zaporowe na towary z Chin i Meksyku, co groziło wojną handlową.

Zgodnie z obietnicami przedwyborczymi Trump mianował konserwatywnych sędziów, jednego w Sądzie Najwyższym (Neil Gorsuch) oraz 18 w sądach federalnych niższych instancji (okręgowych i apelacyjnych). Dzięki republikańskiej większości w Senacie wszyscy prezydenccy kandydaci zostali zatwierdzeni.

Reklama

W kampanii prezydenckiej Trump przyrzekał zbudowanie muru na południowej granicy USA, sfinansowanego przez Meksyk. Kongres opiera się z wyasygnowaniem miliardów dolarów na taką inwestycję, a Meksyk nie ma zamiaru płacić. Jednak jeśli zapowiedź muru rozumieć metaforycznie, to Trump rzeczywiście uszczelnia granice i zaostrza politykę imigracyjną.

Prezydent nie przedłużył ważności dekretu swego poprzednika Baracka Obamy, pozwalającego na pobyt w USA setkom tysięcy młodych nielegalnych imigrantów, którzy przekroczyli granicę jako dzieci wraz z rodzinami. Rośnie liczba deportacji, a miastom udzielającym azylu nielegalnym imigrantom grozi się sankcjami. Trump ograniczył też wjazdy do USA uchodźców i imigrantów z niektórych krajów muzułmańskich. Imigrację na zasadzie łączenia rodzin stara się zastąpić imigracją według kryteriów kwalifikacji i wykształcenia obcokrajowców.

W kampanii wyborczej Trumpa ogromny niepokój wzbudzały jego wypowiedzi o NATO jako organizacji „przestarzałej” i komplementy pod adresem prezydenta Rosji Władimira Putina. Jako prezydent Trump potwierdził jednak oddanie USA sprawie Sojuszu Północnoatlantyckiego i kontynuuje wzmacnianie jego wschodniej flanki w Europie.

Obawy, że może złagodzić kurs wobec Rosji, znosząc na przykład sankcje wprowadzone po aneksji przez Moskwę ukraińskiego Krymu, rozproszyły się po ujawnieniu niejasnych kontaktów współpracowników Trumpa z Rosjanami, które bada obecnie specjalny prokurator Robert Mueller.

Kontakty te wzbudziły podejrzenia, że w zamian za rosyjską pomoc w pokonaniu w wyborach Hillary Clinton, prezydent poczyni ustępstwa polityczne wobec Rosji. Trump nadal nie krytykuje Putina, ale w ogłoszonej niedawno strategii Waszyngtonu Rosję określono jako mocarstwo rewizjonistyczne zagrażające interesom USA.

>>> Czytaj też: Czy firma Trumpa angażowała się w pranie brudnych pieniędzy?

W konflikcie z Koreą Północną, która przyspieszyła zbrojenia rakietowe i nuklearne, Trump odpowiadał na pogróżki Kim Dzong Una równie agresywną retoryką, sugerując gotowość do prewencyjnego ataku. Chociaż pobrzękiwanie szabelką i tweety nazywające Kima „rakietowym człowieczkiem” spotykają się z dezaprobatą komentatorów, według których Trump eskaluje napięcie ryzykując wojnę, inni uważają, że twarda postawa prezydenta odnosi pożądany skutek, ponieważ to dzięki niej Chiny zaostrzyły nieco sankcje wobec reżimu w Pjongjangu, a Korea Południowa – jak przyznał jej prezydent Mun Dze In przypisując zasługę Trumpowi - zasiadła z nim rozmów.

Administracja Trumpa zmieniła dotychczasowy kurs Stanów Zjednoczonych w sprawie konfliktu bliskowschodniego. Uznanie Jerozolimy za stolicę Izraela, wbrew polityce wszystkich poprzednich prezydentów i sojuszników USA jeszcze bardziej oddaliło perspektywę wyjścia z impasu, chociaż Waszyngton stara się wznowić proces pokojowy przez zapowiadane ostatnio inicjatywy na rzecz Palestyńczyków.

W sumie jednak polityka zagraniczna Trumpa nie odbiega od głównego nurtu amerykańskiej polityki międzynarodowej tak bardzo, jak obawiano się przed jego inauguracją – czy to idąc na zbrojne konfrontacje, zgodnie z wojowniczą retoryką prezydenta, czy odwrotnie, w kierunku wycofywania się z zaangażowania USA na świecie, zgodnie z izolacjonistycznymi impulsami wpływowych w Białym Domu Trumpa populistycznych nacjonalistów. Kładzie tylko nacisk na twarde interesy strategiczne USA, ignorując prawa człowieka i „budowanie narodów”, według recept silnej w Partii Republikańskiej (GOP) szkoły realpolitik.

Reforma podatkowa Trumpa i cała jego polityka ekonomiczna, poza wycofaniem się z układu TPP (wolny handel z krajami regionu Pacyfiku), zgodne są z kanonami republikańskiej ideologii. Prezydent nic natomiast nie zrobił w celu „osuszenia bagna”, jak określał obiecywaną w kampanii walkę o zmniejszenie w Waszyngtonie wpływów lobbystów i grup nacisku. Odmawiając ujawnienia swych zeznań podatkowych, co zwiększa podejrzenia o konflikt jego prywatnych interesów z interesami państwa, sam uchodzi za przykład korupcji elit. W sumie, jako prezydent spełnia przede wszystkim oczekiwania mainstreamowych Republikanów, a nie prawicowych populistów, dla których miał być prezydentem niezależnym, rzecznikiem rewolty przeciw establishmentowi.

Według najnowszego sondażu Pew Research Center, tylko 37 procent Amerykanów dobrze ocenia prezydenturę Trumpa. W sondażu Marist/NPR/PBS NewsHour 53 procent respondentów uznała ją za porażkę. Jak wyjaśnić te stosunkowo niskie notowania, niższe niż jego bezpośrednich poprzedników po roku rządzenia? W sondażu Pew tylko 31 procent respondentów uważa, że Trump klarownie komunikuje się ze społeczeństwem, co kontrastuje z dobrze ocenianym pod tym względem przez 83 proc. Obamą. Notę prezydenta psują prawdopodobnie jego spontaniczne wypowiedzi i osławione tweety, obfitujące w skrajności i wulgaryzmy i stojące nieraz w sprzeczności z jego polityką. Zdaniem komentatorów, uwłacza to powadze urzędu, zaostrza animozje i uprzedzenia, a gdy chodzi o wypowiedzi na tematy międzynarodowe, wprowadza chaos i dezorientację.

Głównie retoryce Trumpa zawdzięczają też prawdopodobnie USA spadek prestiżu na arenie międzynarodowej. W sondażu Gallupa przeprowadzonego w 134 krajach, przywództwo USA na świecie oceniane jest średnio o 18 procent niżej niż za rządów Obamy, a w niektórych państwach sojuszniczych, jak Portugalia czy Kanada - nawet o 40 procent.

>>> Polecamy: Opowieści z trzewi Białego Domu. Czy głupota rozgrzesza Trumpa?