Zanim w Delhi ruszyła w piątek parada sił zbrojnych, orkiestr wojskowych, akrobatów i platform przedstawiających kulturę indyjskich stanów, premier Narendra Modi złożył wieńce pod Bramą Indii, która jest jednocześnie grobem nieznanego żołnierza. Pół godziny później prezydent Ram Nath Kovind przekazał najwyższe odznaczenie bojowe rodzinie komandosa, który zginął w Kaszmirze podczas potyczki z rebeliantami.

„To był wzruszający moment, nasz prezydent się popłakał” - mówi PAP Ravi Ranjan Kumar z Patny w północnych Indiach. 20-latek marzy, żeby wstąpić do wojska. „Wszyscy wiedzą, że na granicy z Pakistanem trwa wojna i giną żołnierze, ale trzeba bronić ojczyzny” - podkreśla.

Młodzi mężczyźni oglądają żołnierzy maszerujących 8-kilometrową reprezentacyjną aleją w Delhi. Na ciężarówkach jadą rakiety Brahmos, które są najszybszymi w świecie naddźwiękowymi pociskami manewrującymi. Powstały one we współpracy indyjskich i rosyjskich inżynierów. Zaraz potem pojawia się radar Swathi zaprojektowany w południowoindyjskim Bangalurze, a następnie rodzima przeciwlotnicza rakieta Akash. Indie mają w swoim arsenale rakiety balistyczne Agni-V, które mogą przenosić głowice atomowe na odległość 5 tys. km.

Indie w 2016 r. miały piąty na świecie co do wielkości budżet obronny o wartości 55,9 mld dol. Większy mają tylko USA, Chiny, Rosja i Arabia Saudyjska. O zamówienia dla indyjskiej armii konkurują firmy francuskie, rosyjskie i amerykańskie.

Reklama

Izrael sprzedawał dotychczas Indiom corocznie sprzęt wojskowy średnio za około 1 mld dolarów. Jednak w styczniu bieżącego roku, tuż przed wizytą premiera Benjamina Netanjahu w Delhi Indie wycofały się z kontraktu na izraelskie przeciwpancerne pociski kierowane łącznej wartości 500 mln dolarów. Powodem ma być rozwijanie własnego programu rozwoju tego rodzaju broni.

„Ravi chce być jak Salman Khan (popularny aktor filmów akcji - PAP). Chce być komandosem, w którym się podkochują dziewczyny” - dorzuca ze śmiechem Manish Yadav, kolega Kumara. „Ale może wylądować w Himalajach na lodowcu, na granicy z Chinami i nie będzie już tak wesoło” - dodaje. Raviemu mina trochę rzednie.

Jak podaje dziennik "The Times Of India", co roku ginie w Indiach średnio 1600 żołnierzy. Przeważają wypadki samochodowe, podczas ćwiczeń na poligonach oraz samobójstwa. W potyczkach ginie ok. 110 żołnierzy, gdy jednocześnie średnio co roku 120 żołnierzy odbiera sobie życie.

Jedną z najgłośniejszych spraw w 2017 roku było samobójstwo żołnierza w opuszczonych koszarach w stanie Maharasztra. Starszy szeregowy Roy Mathew w materiale wideo anonimowo krytykował tzw. system sahajak, gdzie żołnierze stają się de facto służącymi oficerów. Po samobójstwie funkcjonariusze kilku jednostek paramilitarnych krytykowali w filmach umieszczanych w internecie warunki panujące w ich oddziałach.

Indie mają prawie 1,4 mln czynnych żołnierzy i są drugie pod tym względem za Chinami. Kolejne 1,4 mln służy w jednostkach paramilitarnych, które walczą m.in. w Kaszmirze i tzw. czerwonym korytarzu z partyzantką maoistów.

„Jeśli miałbym iść do wojska, to niekoniecznie dla sławy, ale pieniędzy i stabilnego zatrudnienia” - mówi 24-letni Manish Yadav. „Armia ma własne szkoły, szpitale i staje się nowocześniejsza” - podkreśla.

Indyjska armia jest dziesiątym pracodawcą pod względem liczby zatrudnionych na świecie. W reklamach promujących zaciągniecie się do wojska młodzi żołnierze przekonują, że życie w armii jest ciekawsze niż w korporacji i zapewnia stabilność w życiu.

Z Delhi Paweł Skawiński (PAP)