- Trzeba stworzyć mechanizmy mobilizowania oszczędności przeznaczanych dalej na działalność kredytową. W praktyce oznaczać to może udzielanie częściowych gwarancji przez rząd dla pożyczek międzybankowych i dla emisji bankowych obligacji. Przeciętnego obywatela do większych oszczędności można zachęcić np. zmniejszanie podatku Belki, gdy oszczędzamy na okresy dłuższe niż rok - proponuje Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich.

Muszą być gwarancje

Ekonomiści niezwiązani z sektorem bankowym przyznają, że mogą to być działania potrzebne, ale wsparcie dla sektora bankowego powinno być uzależnione od gwarancji wzrostu akcji kredytowej.

- Nie ma żadnego sensu obniżanie bankom rezerw obowiązkowych, udzielanie im specjalnych pożyczek z NBP czy innej pomocy, jeśli miała by to służyć tylko temu, by banki czuły się bardziej komfortowo w czasie kryzysu - mówi Witold Orłowski z PricewaterhouseCoopers.

Reklama

Niektórzy ekonomiści, jak Stanisław Kawalec, były wiceminister finansów, proponują, wzorem krajów zachodnich, ostre działania, by zmusić banki do wzrostu akcji kredytowej. Według niego Komitet Stabilności Finansowej powinien określić minimalny poziom wzrostu akcji kredytowej w tym roku. Nie powinien on być mniejszy niż 11 proc. Tylko banki, które zapewnią taki wzrost akcji kredytowej, powinny otrzymać wsparcie w postaci trzyletnich kredytów z NBP, gwarancji na transakcje zawierane na rynku międzybankowym i gwarancji na kredyty udzielane przedsiębiorstwom.

- To nie wymaga dużych pieniędzy, bo system gwarancji nie oznacza automatycznej realizacji tych gwarancji - mówi prezes Pietraszkiewicz. Trzeba mieć jednak świadomość, że w zależności od tego, jak kryzys będzie głęboki, część tych gwarancji będzie zrealizowana. - Udzielając takich gwarancji, rząd bierze na siebie ryzyko, bo część tych kredytów może nigdy nie być spłaconych - uważa Witold Orłowski.

Bez dywidendy banków

Są jednak też bezkosztowe pomysły zwiększenia zaufania między bankami i wzrostu akcji kredytowej. - Banki powinny porozumieć się między sobą i w obliczu kryzysu wydać wspólną deklarację, że nie będą w tym roku wypłacać dywidendy - uważa Marcin Piątkowski z Akademii Leona Koźmińskiego.

Według niego, jeśli banki zgodzą się na takie rozwiązanie, to zwiększy się poziom zaufania między nimi i będą chętniej pożyczały sobie pieniądze. W ten sposób ożywi się rynek międzybankowy i zmniejszy się ryzyko płynnościowe przy udzielaniu kredytów. Jeszcze inny pomysł na kryzys ma Wojciech Kwaśniak, były generalny inspektor nadzoru bankowego.

- Konkurencja może zmusić banki do wzrostu akcji kredytowej, bo banki pasywne będą tracić rynek - mówi Kwaśniak. Rolę banków, które aktywnie działają na rynku kredytowym w czasie kryzysu, powinny pełnić banki zależne od Skarbu Państwa (PKO BP, BOŚ, Bank Pocztowy, a także BGK). - To jest 20 proc. aktywów całego rynku. Aktywna polityka tych banków może zmusić także banki zależne od międzynarodowych instytucji do większej aktywności kredytowej - uważa Kwaśniak.