Na rynku delikatesów przybędzie w tym roku ponad 200 sklepów. Wszystkie największe sieci deklarują dalsze inwestycje i otwieranie nowych sklepów.
Sieci sklepów delikatesowych nie obawiają się kryzysu i na ten rok zapowiadają dynamiczny rozwój. W sumie największe firmy z tego sektora mają w planach uruchomienie ponad 200 marketów, co oznacza wzrost liczby działających delikatesów o blisko połowę. Inwestycje na tym rynku sięgną około 1 mld zł.
Kilkadziesiąt milionów złotych deklaruje wydać gdyńska spółka Bomi, która w przyszłym tygodniu ogłosi nową strategię rozwoju. Wiadomo już, że w tym roku otworzy 7-10 supermarketów, głównie delikatesów.
Kilka nowych sklepów chce też uruchomić lubelska Delima, dawna Stokrotka Premium. W przypadku tej sieci oznacza to nawet podwojenie istniejącej liczby sklepów. Jak informuje Aneta Czarska z Delimy, plany rozwojowe sieci przewidują otwarcia m.in. w Suwałkach Zgorzelcu i Rumi.
Krakowska Alma Market zamierza rozbudować sieć o 11-15 sklepów. Nowe obiekty zapowiada też poznański Piotr i Paweł.
Reklama
- Jesteśmy przygotowani do uruchomienia 20 supermarketów. Mamy natomiast podpisane umowy na łącznie 30 lokalizacji - mówi Błażej Patryn z sieci Piotr i Paweł.
Otwarcie jednego marketu w tej sieci kosztuje od kilkuset tysięcy złotych do kilku milionów.
Jeszcze bardziej optymistycznie w przyszłość patrzą: podlaska sieć Delikatesy Centrum oraz lubelska Milea. Pierwsza zamierza podtrzymać dynamikę rozwoju z ubiegłego roku, kiedy to powiększyła się o 85 sklepów. Druga natomiast zamierza zakończyć 2009 rok liczbą 150 sklepów w sieci. Obecnie pod szyldem Milea działa 51 sklepów.
Zdaniem analityków, tak dynamiczny rozwój w tym sektorze handlu jest ryzykowny. Jak podkreśla Adam Wroczyński z Akademii Rozwoju Systemów Sieciowych, nadchodząca dekoniunktura sprzyjać będzie sklepom dyskontowym, których oferta dopasowana jest do portfela przeciętnego konsumenta, który racjonalizuje wydatki.
- Segment delikatesowy może też odczuć skutki kryzysu ze względu na niekorzystne różnice kursowe, obniżające marżę wielu towarów - dodaje Adam Wroczyński.
Takich obaw nie ma jednak większość handlowców.
- Branża spożywcza jest ostatnią w łańcuchu, którą dotknie cięcie wydatków. W styczniu zanotowaliśmy kilkunastoprocentowy wzrost obrotów w porównaniu z analogicznym miesiącem 2008 r. To pokazuje, że sytuacja nie jest tak zła, jak powszechnie się mówi - uważa Piotr Urbański, dyrektor handlowy Alma Market.
- Nie spodziewamy się spadku liczby klientów, którzy przyzwyczaili się do robienia zakupów w komforcie. Liczymy się jednak ze zmianami w strukturze ich koszyka zakupowego - wyjaśnia Błażej Patryn.
Dlatego firma nastawia się na spadek tempa wzrostu obrotów, które w 2008 roku zwiększyły się do 1,1, mld zł.
- W najgorszym razie czeka nas stagnacja, ale nie zapaść na rynku - zaznacza Błażej Patryn.