Wyliczenia ekspertów Parlamentu Europejskiego pojawiają się trzy tygodnie po przedstawieniu przez Komisję Europejską projektu wieloletnich ram finansowych na lata 2021-2027.

"Propozycja KE to bardzo ładna historia, ale niestety nieprawdziwa. Sprawdziliśmy ze służbami PE liczby, jakie podawane są w projekcie. KE wykorzystuje czasami ceny bieżące, czasami ceny stałe, czasami liczy 27 krajów, czasami 28. Na końcu musieliśmy sprawdzać każdą z podanych liczb i rezultat jest bardzo zasmucający" - mówiła w środę grupie dziennikarzy w Brukseli europosłanka komisji budżetowej odpowiedzialna za wieloletni budżet UE Isabelle Thomas (Socjaliści i Demokraci).

Wstępna ocena Parlamentu Europejskiego pokazuje, że Komisja bardzo często wykorzystuje ceny bieżące, czyli nominalne wartości bez uwzględniania inflacji. W rezultacie przedstawiane cięcia w konkretnych obszarach są znacznie mniejsze niż w rzeczywistości.

Z analiz przeprowadzonych przez ekspertów europarlamentu wynika, że wbrew twierdzeniom Komisji zaproponowany wieloletni budżet nie będzie wynosił 1,114 proc. dochodu narodowego brutto (DNB) 27 państw UE, ale 1,08 proc. DNB. To mniej niż obecne wieloletnie ramy finansowe dla państw UE bez uwzględniania Wielkiej Brytanii.

Reklama

Z punktu widzenia Polski ważny jest poziom cięć w kluczowej polityce spójności oraz Wspólnej Polityce Rolnej. I tu szacunki PE są mniej korzystne niż te przedstawione przez Komisję 2 maja. Komisarz ds. budżetu Guenter Oettinger informował wówczas, że w projekcie wydatków UE na lata 2021-2027 przewidziano wynoszące około 7 proc. cięcia w polityce spójności i około 5-procentowe cięcia w polityce rolnej. Tymczasem według wyliczeń PE wyniosą one odpowiednio 10 i 15 proc.

"Dziś nie jesteśmy usatysfakcjonowani propozycją Komisji, zwłaszcza jeśli chodzi o to, że cyfry nie odzwierciedlają obrazu, który był malowany przez KE wcześniej. Komisja przekazywała informacje w sprawie tego, czego można się spodziewać 2 maja, a to, co dostaliśmy, jest trochę inne" - mówił dziennikarzom drugi z europosłów odpowiadających w PE za wieloletnie ramy finansowe, Jan Olbrycht (PO).

Szczegółowa analiza Parlamentu Europejskiego pokazuje również, że ramach polityki spójności aż o 45 proc. zmniejszony ma być Fundusz Spójności. Jest on przeznaczony dla państw członkowskich, których dochód narodowy brutto (DNB) na mieszkańca wynosi mniej niż 90 proc. średniego DNB w UE. Realizowane są z niego wielkie przedsięwzięcia, jak np. transeuropejskie sieci transportowe.

"Jeśli mamy mniej o 45 proc. środków, to już nie jest sprawa techniczna. To zmiana polityki. (...) Jeśli mamy 45 proc. środków mniej, oznacza to, że będzie mniej na wielkie programy infrastrukturalne w krajach spójności" - wskazywał Olbrycht.

W latach 2014-2020 z Funduszu Spójności korzystają poza Polską: Bułgaria, Chorwacja, Cypr, Czechy, Estonia, Grecja, Litwa, Łotwa, Malta, Portugalia, Rumunia, Słowacja, Słowenia i Węgry.

Mimo tych rozbieżności w liczbach europosłowie cały czas mają nadzieję, że uda się przyjąć wieloletni budżet do końca obecnej kadencji (wybory do PE odbędą się w maju 2019 r.). To będzie jednak zależało głównie od stolic. "Jeśli chcemy sfinalizować prace jeszcze w tej kadencji, porozumienie pomiędzy państwami członkowskimi musi być najpóźniej w styczniu" - zaznaczył Olbrycht.

Dla PE oraz KE szybkie procedowanie nad projektem ma duże znaczenie, bo od tego będzie zależało, czy uda się wystartować bez opóźnień z wszystkimi programami 1 stycznia 2021 r. W Brukseli nie brak też obaw o przyszły skład PE, a także wykorzystywanie tematu budżetu w kampanii wyborczej.

Parlament Europejski planuje, że jeszcze w maju odniesie się w specjalnej rezolucji do propozycji budżetowej KE. Będzie to polityczna odpowiedź na zaproponowane liczby. Europosłowie jeszcze przed propozycją KE przyjęli rezolucję, w której wyznaczyli oczekiwany poziom wydatków na poziomie 1,3 proc. DNB państw członkowskich.

>>> Czytaj też: Ile kryteriów przyjęcia euro spełnia Polska? Komisja Europejska zabrała głos