Z jednej strony może to być efekt mniejszego zainteresowania – wyprzedaż w drugiej połowie minionego roku w większości przypadków zamknęła rozdział hossy na wielu z tych rynków. Z drugiej strony, może to być sygnał, iż nawet wobec mizernej perspektywy wzrostu światowej gospodarki w kolejnych latach, ceny metali przemysłowych są już dość niskie. Generalnie dość dobrze radzą sobie one z obroną ubiegłorocznych minimów. Ceny niklu odbiły się od poziomu 9000 USD za tonę, cynk już kilkukrotnie bronił poziomu 1030 USD, a miedź utrzymuje się w tym roku powyżej poziomu 3000 USD za tonę.

Wyjątek stanowi aluminium, które cały czas jest w wyraźnym trendzie spadkowym i pod koniec lutego ustanowiło kolejne minimum – 1232 USD za tonę. Nie oznacza to, że metale przemysłowe nie będą już tańsze. Jednak fakt, iż zejście indeksów giełdowych do nowych minimów nie spowodowało kolejnej fali przeceny może świadczyć o powrocie względnej stabilności na te rynki. Tymczasem pogłębia się korekta na rynku złota, które potaniało do poziomu 924 USD za uncję, m.in. po informacji, iż produkcja tego kruszcu w Australii zwiększy się w ciągu czterech kolejnych lat o 17%. Nie przekreśla to jednak średnioterminowego ruchu wzrostowego. Wsparcie ceny złota powinny znaleźć w okolicach 910 USD za uncję.